Film Łukasza Palkowskiego "Bogowie" został nagrodzony Złotymi Lwami dla najlepszego polskiego filmu na zakończonym 39. festiwalu w Gdyni. Za najlepszych aktorów uznano Zofię Wichłacz i Tomasza Kota, za reżysera - Władysława Pasikowskiego za film "Jack Strong".
"Bogowie" to opowieść o doktorze Zbigniewie Relidze, który w 1985 roku przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację serca, otwierając zarazem program przeszczepów tego narządu. Akcja filmu rozpoczyna się w latach 80., kiedy jako młody, ambitny lekarz Religa wraca ze stażu w USA i próbuje zastosować w Polsce to, czego tam się nauczył, jednak natyka się na opór ze strony starszych, doświadczonych kolegów. – Ten film to rodzaj bajki opartej na faktach, na anegdotach. Ale on mnie porusza, ma dodawać energii. Z tej martwej dekady wychodzi facet, którego nic nie obchodzi poza tym jednym swoim celem – oceniał Tadeusz Sobolewski z „Gazety Wyborczej”.
Jak na kondycję polskiego kina zapatrują się krytycy zaproszeni do radiowej Dwójki?
- Ja nie mam wizji innego zupełnie kina, które chcę zaproponować innej publiczności. Ja jestem tym widzem, któremu podoba się „Potop” i „Sąsiady”, „Bogowie” i inne jeszcze filmy. Kino polskie jest różnorodne. Wielu z nas przyjeżdża prosto z festiwalu w Wenecji, który nieustannie tam jest, trochę dogorywa, jest szalenie monotonny, szalenie wyśrubowany. Mam poczucie, że jestem tam odizolowany, natomiast w Gdyni mam poczucie, że jestem „razem” – podkreślał Tadeusz Sobolewski.
Jakub Socha z „Dwutygodnika” krytykował werdykt jury i uznał go za prowincjonalny. Mówił, że wybór filmu „Bogowie” to poparcie dla kina gatunkowego, którego jednak na świecie się „już nie robi”. Uznał je za „dość archaiczne, dość poczciwe, przeskakujące nad wieloma problemami”. Jego zdaniem zwycięzcą powinien się okazać obraz „Sąsiady” Grzegorza Królikiewicza. To film o mieszkańcach łódzkich famuł, ale dziać mógłby się równie dobrze w częstochowskich blokach fabrycznych. O ludziach, którzy są zepchnięci na margines życia, wyrzuceni poza jego nawias. I z tej perspektywy wykluczenia często dopełniający samozniszczenia.
- Film ten operuje zupełnie innym językiem. Polskie kino nie ma pomysłu, jak zwrócić uwagę na osoby wykluczone, biednych, a obraz Królikiewicza jest im poświęcony – oceniał dziennikarz.
W audycji wypowiadał się też Bartosz Żurawiecki z miesięcznika „Film”.
Audycję prowadził Wojciech Kałużyński.
pp/mc