- Cechowało go głębokie spojrzenie na interpretowaną muzykę, do pewnego stopnia niezależne od szkoły, stylu czy estetyki, którą reprezentował. Jego Chopin łączył w sobie na przykład, z pozoru wykluczające się, elementy tradycji romantycznej oraz szkoły modernistycznej - wyjaśniał Miklaszewski w audycji "O wszystkim z kulturą". - Zawdzięczał to chyba kilku miesiącom nauki u Paderewskiego - dodał.
Małcużyński był także wychowankiem Jerzego Lefelda i Józefa Turczyńskiego, jednak całe jego życie oraz droga artystyczna zwiastowały zupełnie nową epokę. Debiutował w 1937 roku jako laureat III nagrody III Konkursu Chopinowskiego, którego jurorem bywał potem w 1960, 1970 oraz 1975 roku. Rozwój swojej kariery oparł jednak, niczym Glenn Gould, na niezwykle popularnych, choć dziś trudno dostępnych nagraniach. W przeciwieństwie do Kanadyjczyka nie zrezygnował z koncertowania, dzięki któremu poznał gruntownie pięć kontynentów. Z Indii przywiózł fascynację jogą, która stała się elementem jego ćwiczeń warsztatowych.
Choć po 1940 roku nie powrócił do ojczyzny, pozostał patriotą. - Zawsze opowiadał nam o Polsce, a pierwszy raz przywiózł nas tutaj w latach 60. - opowiadała Annie Skulskiej córka pianisty Pierret Małcużyńska, która urodziła się w Kanadzie, ale zdecydowała się mieszkać w ojczyźnie ojca. - Raz tylko nie spędził Bożego Narodzenia w kraju. W 1957 roku, kiedy poświęcił się całkowicie sprawie zwrócenia Polsce skarbów wawelskich i manuskryptów Chopina, które na okres wojny wywieziono na przechowanie do Kanady. Chciał na stałe wrócić do ojczyzny, ale niestety śmierć nadeszła wcześniej - dodała.
Wizerunek patrioty łączono w przypadku Małcużyńskiego z opinią znakomitego chopinisty. On miał na ten temat nieco inną opinię. - Reputacja chopinisty stworzyła się poza mną, jeśli nie wbrew mojej woli. Na początku kariery poświęcałem jego muzyce niewiele uwagi. Z czasem jednak krytyka i publiczność uznała, że w moim Chopinie jest coś ciekawego, odmiennego - mówił w archiwalnym wywiadzie przeprowadzonym przez Jana Webera.
- Myślę, że Małcużyński nie był chopinistą, choć grał tę muzykę bardzo dobrze - zgodził się drugi zaproszony przez Annę Skulską krytyk, Jan Kański. - Nie był jednak specjalistą od miniatur. To typ pianisty powołanego do dużych form. Najlepiej wychodziły mu utwory wymagające wielkiego gestu. Umiejętność zanikająca wśród dzisiejszych pianistów - podkreślił.
Co ciekawe, mistrzostwo Małcużyńskiego powiązane mogło być paradoksalnie z pewną jego słabością. - Miał ciężką, mało sprawną rękę. Bardzo wiele pracy kosztowało go stanie się wielkim pianistą. I choć nie miał lotności palców największych wirtuozów, to jednak zawsze miał coś do powiedzenia i nie wahał mierzyć się z najtrudniejszymi dziełami literatury fortepianowej - wyjaśnił Józef Kański. A Kacper Miklaszewski dodał: - On potrafił zbudować wiarygodną interpretację w oparciu o środki, którymi dysponował. Przezwyciężanie trudności technicznych służyło paradoksalnie budowaniu muzycznego dramatu...
Zapraszamy do wysłuchania audycji z cyklu "O wszystkim z kulturą", w której Anna Skulska rozmawiała także z bratankiem pianisty, Karolem Małcużyńskim.
mm/mc