O sobie mówi, że w młodości była "kim w rodzaju hipsterki". Nosiła dżinsy, jeździła na rowerze, gdy nikt jeszcze tego nie robił. "Chodziłam z żywymi kwiatami za uchem".
Dwa lata po studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim związała się na całe życie z Muzeum Narodowym w Krakowie. Zaczynała tam pracę od założenia wydawnictwa, by po blisko 35 latach zostać pierwszą w historii Polski kobietą-dyrektorem tak dużej instytucji narodowej. Jak sama mówi, na głowie ma ponad 600 pracowników, kilkanaście budynków i około 800 tysięcy dzieł.
Zaraz po nominacji, w 2010 roku, zrobiło się o niej głośno w związku z listem, który wysłała do "Gazety Wyborczej". Zwróciła się w nim do redaktora naczelnego z prośbą o nie nazywanie jej dyrektorką, lecz dyrektorem, bo instytucja, którą prowadzi, jest większa niż przedszkole.
***
W pierwszej audycji z cyklu "Zapiski ze współczesności" Zofia Gołubiew wspominała dzieciństwo w powojennym Wrocławiu.
W drugiej opowiadała o tym, jak została przez swoich rodziców wysłana do Wałbrzycha, gdzie uczyła się w liceum ogólnokształcącym Sióstr Niepokalanek. Wspominała, że podczas jazdy po mieście tramwajem obserwowała pracujących w kopalniach mężczyzn.
- Okropnie im zazdrościłam, że mają taką piękną oprawę oczu, bo ja blondynka, zawsze miałam jasną, a oni mieli piękną, ciemną. Dopiero później sobie uświadomiłam, że to jest pył węglowy, który wbił im się w nasady rzęs i był nie do zmycia – wspominała Zofia Gołubiew.
To były późne lata 50. Pani Zofia mieszkała w pięknej okolicy, niedaleko jej domu były pola, a dalej lasy, pagórki...
- I tam chodziłyśmy na spacery, czy to piękną wiosną, czy to kolorową jesienią. Pamiętam też, że tam były stare nieużywane tory kolejowe, po których uwielbiałyśmy, oczywiście próbując utrzymać równowagę, chodzić po jednej szynie...
Trzeci fragment powięcony jest wspomnieniom Zofii Gołubiew z regularnie odbywanych kilkumiesięcznych wizyt na Zamku w Niedzicy, gdzie jej mąż pełnił funkcję kustosza.
- Zamek w Niedzicy w tej chwili zupełnie inaczej wygląda, kiedyś był przepięknie przez Staszka urządzony. Sala tortur w zamku górnym, duża atrakcja dla turystów, wspaniała wiejska chałupa w części etnograficznej - pracował z nami taki etnograf, który teraz jest profesorem, Czesław Robotycki, on właśnie pomagał mężowi urządzić tak zwaną izbę chłopską - mówiła Gołubiew.
Państwo Gołubiew zajmowali trzy pomieszczenia w "zamku średnim" - brakowało tam pewnych wygód, ale nikt na to nie narzekał. Bohaterka audycji wspomina zawierane w Niedzicy przyjaźnie z lokalnymi mieszkańcami, a także odwiedziny przyjaciół z Krakowa.
- Na zamku toczyło się życie towarzyskie, przyjeżdżali do nas przyjaciele z Krakowa i mieliśmy tak zwane balangi, czyli świetnieśmy się tam bawili!
W czwartej gawędzie Zofia Gołubiew wspomina swoje wakacje na Mazurach.
Audycję przygotował Witold Malesa.
10-14 marca (poniedziałek-piątek), godz. 11.45 - 12.00
culture.pl/mc/bch