Spotkanie Krzysztofa Globisza z teatrem rozpoczęło się jeszcze w szkole podstawowej. Było to w katowickim zespole Poeton. W jednym z radiowych wywiadów aktor wspominał, że dzięki tej przygodzie, a także sukcesom w szkolnych konkursach recytatorskich, dość wcześnie sprecyzował odpowiedź na pytanie: co chciałbym robić w życiu?
Artysta twierdzi jednak, że największą sztuką jest muzyka. – Nuty to przecież nie są dwie kropeczki obok siebie, jedna niżej, druga wyżej – powiedział w audycji z cyklu "Zapiski ze współczesności". – To jest cała przestrzeń czasu, przestrzeń koloru, oddechów, to cała przestrzeń zgrzytów instrumentu, który gra. Dźwięk, który powstaje, jest od razu trójwymiarowy, natychmiast staje się sytuacją – dodał.
– W naszym zawodzie tak nie jest – ciągnął aktor. – My musimy przerobić sztukę na ciało, tak jakby wytatuować w sobie rolę. Wydaje mi się, że idealny aktor powinien być taki, jak pewien mój znajomy czeski artysta, którego ciało pokryte jest tatuażami od głowy po końce stóp. Nie mam na myśli tego, że mamy się tatuować, tylko to, że wszystkie role, które zagraliśmy, są w nas, są wyryte w naszym wnętrzu – mówił, dodając, że największym paradoksem jego zawodu jest to, że aktor powinien być człowiekiem bez osobowości. – Albo może powinniśmy mieć osobowość tak wielką, by pochłaniała ona jak czarna dziura wszystkie inne osobowości, role, które gramy – wyjaśniał.
***
O swojej aktorskiej drodze, ważnych spotkaniach, a także refleksjach związanych z tą profesją Krzysztof Globisz, wybitny aktor teatralny i filmowy, "poeta sceny", a także pedagog, opowiada w załączonych nagraniach.
Do słuchania zaprasza Anna Lisiecka.
mc/mm