Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku w Salwadorze wybuchła wojna domowa między dyktaturą wojskową a lewicową partyzantką. W czasie konfliktu szkolony przez Amerykanów elitarny rządowy batalion Atlacatl wkroczył do osady El Mozote i wymordował niemal wszystkich jej mieszkańców, w tym kobiety i dzieci. Zbrodnia była tym bardziej szokująca, że El Mozote nie współpracowało z partyzantką. Prawda o trzech dniach okrucieństwa, do którego doszło w grudniu 1981 roku, przez lata była owiana tajemnicą.
- Zaledwie sześć tygodni po masakrze została ona opisana na pierwszych stronach "New York Timesa" oraz "Washington Post", czyli najpoważniejszych amerykańskich gazet - wyjaśniał Mark Danner, autor książki "Masakra w El Mozote”. - Ale zarówno rząd Salwadoru, jak i władze amerykańskie zakwestionowały ten fakt - dodał dziennikarz.
Administracja Ronalda Reagana obawiała się wówczas postępu komunizmu w Ameryce Łacińskiej. W Nikaragui, która przez lata byłą sprzymierzeńcem USA, władzę przejęli sandiniści, a w Salwadorze wojna domowa nabierała coraz większej temperatury. – Amerykanie uważali, że powstrzymanie postępu komunizmu na Półkuli Zachodnie to bardzo ważna kwestia dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych - wyjaśniał gość audycji "Słowa po zmroku”.
W Kongresie większość mieli jednak Demokraci, którzy sceptycznie zapatrywali się na strategię Reagana. - Sprzeciwiali się głębszemu zaangażowaniu USA w Ameryce Łacińskiej, ale nie byli gotowi do odcięcia finansowania Salwadoru. Obawiali się odpowiedzialności za ewentualne zwycięstwo komunizmu w tym kraju. Ograniczyli się więc do postawienia warunku, by władze Salwadoru zadbały o respektowanie praw człowieka - sprecyzował Danner.
Z punktu widzenia administracji Reagana masakra w El Mozote wydarzyła się w fatalnym momencie - gdy uchwała dotycząca dalszego finansowania rządu w Salwadorze zmierzała do Kongresu. - Gdyby udało się wykazać, że wojsko stało za tą masakrą, amerykańska administracja zmuszona byłaby do wycofania się ze wspierania tego reżimu, a to w dłuższej perspektywie mogłoby doprowadzić do zwycięstwa lewicowej partyzantki Frontu Wyzwolenia Narodowego - powiedział autor.
- Opowieść o El Mozote ma dwa wymiary. Z jednej strony - wymiar osobisty, wymiar ludzkiej tragedii. Z drugiej strony ta historia jest miniaturą, w której doskonale widać konflikt wartości u polityków, którzy są gotowi poświęcić na przykład prawa człowieka w imię wyższych racji - podkreślił dziennikarz.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji. Z Markiem Dannerem rozmawiała Katarzyna Nowak.
(ah/mm)