Gdy w 1998 roku obejmował funkcje dyrektora artystycznego Teatru Wielkiego, powiedział, że w doborze repertuaru trzeba dzieł o znaczeniu fundamentalnym dla historii muzyki oraz tych, które od lat stanowią atrakcję dla publiczności. Jacek Hawryluk spytał naszego gościa, czy jako dyrektorowi Filharmonii Narodowej nadal przyświeca mu ta zasada.
- Oczywiście jest pewien przedział repertuarowy, który publiczność kocha i lubi co sezon usłyszeć. Filharmonia różni się jednak od opery większymi możliwościami repertuarowymi - mówił podczas spotkania ze słuchaczami Dwójki Jacek Kaspszyk. Natomiast jeśli chodzi o muzykę współczesną to, zdaniem gościa Dwójki, powinno się ją grać w filharmonii, ale najpierw należy ją polubić. - Z tym jest zawsze gorzej, bo nasza stała publiczność woli jednak sprawdzone dzieła. Utwory niepoznane i nazwiska, które nie są jeszcze w panteonie sław, powodują, że publika reaguje z pewną rezerwą. Myślę, że układając program z dzieł ulubionych i tych nowych, ale tak, by była między nimi "korespondencja", po jakimś czasie zdobędziemy zaufanie melomanów. Uwierzą, że utwory, których nie znają, mogą być równie dobre, co te z żelaznego repertuaru - podkreślał w rozmowie wybitny dyrygent.
Nawiązując do planów na najbliższy sezon, Jacek Kaspszyk powiedział, że wszystkie zobowiązania podjęte przez poprzedniego dyrektora zostaną wypełnione. - Zwłaszcza te wobec artystów, z którymi podpisano umowy lub choćby przeprowadzono rozmowy. Nie widzę powodów, żeby robić rewolucję, zacierać wszelkie ślady, zaczynać od zera. To kompletnie nie miałoby sensu. Musi być kontynuacja, jeśli chcemy zrobić jakiś zdecydowany krok do przodu. W przyszłości chciałbym, aby programy były mini festiwalami. Myślę na przykład o pokazaniu w ten sposób drugiej szkoły wiedeńskiej - mówił gość Dwójki.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Jackiem Kaspszykiem.
Audycję prowadził Jacek Hawryluk.
WŁ