Otóż jak się okazuje nie taki Meksyk ciepły jakby nam się wydawać mogło… Szczególnie w listopadzie i grudniu. Ale od początku.
Myśląc o polskiej zimie i temperaturach, których przychodzi nam znosić w naszych szerokościach geograficznych zawsze przechodzą mnie ciarki. Nazwisko niestety niewiele mi pomaga w przetrwaniu tej pory roku, więc staram się spędzić choć część najzimniejszych miesięcy w krajach, w których nikt nie słyszał i nie wie o zimie i mroźnym powiewie.
Tak właśnie zrodziła się w mej głowie idea ucieczki od zimy, zimna, chłodu, śniegu i wszystkiego tego, co niektórzy tak uwielbiają, a ja nie znoszę i postanowiłam spędzić ją w ciepłych krajach. Padło na Meksyk – bo koniec świata Majów zapowiedziany na 21 grudnia 2012 roku, truskawki w grudniu, muzyka na każdym roku ulicy i radość życia, o którą u nas w najzimniejsze miesiące nie tak łatwo. Tylko miejsce, w którym rozpoczęłam moją podróż wcale nie okazało się tak ciepłe jak myślałam…
Już po przylocie gdy usłyszałam od pilota, że w Mexico City jest zaledwie 12 stopni to pomyślałam, że pewno on je w jakiejś innej skali podaje, bo to przecież niemożliwe. A jednak. Nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że kraj ten jest tak przyzwyczajony do upałów, że w każdym domu jest o ok. 10 stopni chłodniej niż na dworze i oczywiście nie ma żadnego systemu ogrzewania. Słowem – gdy temperatura spada w nocy do 5-7 stopni, to w domu jest już naprawdę zimno.
Co więc robią w te zimniejsze dni Meksykanie? Najbogatsi mają kaloryfery na wypadek "ataku" zimy, zaś ci dla których to zbyt duży wydatek, dogrzewają domy farelkami i grzejnikami elektrycznymi. Ubierają się też cieplej: kurtki i płaszcze puchowe, botki, czapki, rękawiczki, szaliki, golfy, kilka warstw swetrów. Jak przyznał mi się jeden z meksykańskich kolegów przy temperaturze spadającej poniżej 10 stopni nie wychodzi z domu bez kalesonów.
W ciągu dnia na szczęście słońce sprawia, że temperatura sięga powyżej 20 stopni, gorzej za to z wieczorami i nocą. A przecież przychodzi czas, gdy nawet z najlepszej fiesty trzeba wyjść i zderzyć się z tym zimnem, przed którym tak bardzo chciałam uciec.
Już sam widok Meksykanów w kilku warstwach ubrań sprawia, że robi mi się cieplej i choć nie zabrałam ze sobą zbyt wielu ubrań na zimne dni, to i tak wiem, że z przetrwaniem takiej zimy nie będę miała większych problemów.
Sylwia Mróz z Meksyku, polskieradio.pl