W drodze po prawdę. Łukasz Suchocki o swoim filmowym eksperymencie

Ostatnia aktualizacja: 10.12.2025 11:50
Eksperymentalny film drogi, zapis improwizacji i emocjonalny portret młodych ludzi, którzy szukają swojego miejsca w świecie. Tak można opisać film "Camper", pełnometrażowy debiut Łukasza Suchockiego. Obraz wchodzi właśnie na ekrany polskich kin. Reżyser i scenarzysta opowiedział w Dwójce o kulisach pracy, która wymknęła się z ram tradycyjnego planu filmowego.
Camper to debiutancki film Łukasza Suchockiego
"Camper" to debiutancki film Łukasza Suchockiego Foto: mat. pras.

– "Camper" był eksperymentem od pierwszego dnia zdjęć. Chciałem sprawdzić, co się stanie, kiedy oddam część kontroli bohaterom i rzeczywistości. Mieliśmy cztery postaci, zbudowane wspólnie z aktorami, i jedno założenie: wsadzić ich do kampera, ruszyć w drogę przez Europę i rejestrować tyle, ile się da – opowiadał w Dwójce reżyser Łukasz Suchocki.

>>> Posłuchaj rozmowy w audycji "Poranek Dwójki"

Improwizacja zamiast scenariusza

Film opiera się na długich, kilkugodzinnych ujęciach, często bez powtórek, kręconych w sposób dokumentalny, z kamerą podążającą za bohaterami. – Nie mieliśmy dubli. Kręciliśmy w mastershotach, czasem po kilka godzin non stop. Chodziło o to, by złapać prawdę, emocję, która dzieje się tu i teraz – wyjaśniał w audycji.

W centrum opowieści znajdują się cztery młode osoby. Ludzie z pozoru spełnieni, choć pogubieni w relacjach i własnych pragnieniach. Wspólna podróż staje się dla nich próbą zrozumienia siebie i konfrontacją z rzeczywistością.

Bohaterowie w drodze i prawdzie

Reżyser zdradził w rozmowie, że aktorzy nie znali wszystkich faktów o swoich postaciach. Część informacji ujawniano im dopiero w trakcie zdjęć. – Zależało mi, żeby zaskakiwać aktorów. Dzięki temu ich reakcje są autentyczne – oni naprawdę odkrywają siebie nawzajem i swoje historie w trakcie filmu – mówił.

Zastosowana metoda sprawiła, że między bohaterami szybko zawiązała się prawdziwa chemia. Pierwsza scena spotkania czwórki podróżników została zarejestrowana w momencie, gdy aktorzy faktycznie poznawali się po raz pierwszy. – Zachowaliśmy to napięcie, które widać na ekranie – przyznał reżyser.

Czytaj także:

Jedna kamera, wspólna podróż

Film powstawał w wyjątkowych warunkach: grupa ludzi, jedna kamera, jeden obiektyw, żadnego dodatkowego światła. Takie ograniczenia okazały się siłą "Campera". – Chcieliśmy być jak najbliżej bohaterów, nie przeszkadzać im, tylko obserwować. Kamera miała pływać między postaciami, reagować na emocje – opowiada Łukasz Suchocki.

Podróż przez Europę odbywała się w czasie pandemii, co nadało projektowi jeszcze bardziej intymny charakter. – Często byliśmy kompletnie sami. Na pustych parkingach, w zamkniętych miasteczkach. Ta izolacja zbliżyła nas jako ekipę i paradoksalnie pozwoliła stworzyć coś bardzo prawdziwego. Ostatnią noc przed powrotem spędziliśmy razem w kamperze, choć mogliśmy pójść do hotelu. To był symboliczny moment, nikt nie chciał się rozdzielać – wspominał reżyser.

Spotkania, które budują opowieść

 "Camper" to opowieść o wolności, spontaniczności i o tym, że czasem trzeba się zgubić, żeby odnaleźć siebie. W duchu kina drogi, ale z dużą dawką autentyczności, Łukasz Suchocki tworzy portret pokolenia, które nie chce już niczego udawać. – Ten film jest dla mnie zapisem emocji, które trudno uchwycić scenariuszem. Chciałem, żeby był prawdziwy – nie tylko w obrazie, ale i w energii ludzi, którzy go tworzyli. Myślę, że to nam się udało – podsumował reżyser.

Na trasie pojawiali się przypadkowo spotkani ludzie. Niektórzy z nich stali się częścią filmu. – Spotkaliśmy mnóstwo osób, ale wybieraliśmy te, które naprawdę wnosiły coś do historii  zaznaczył gość "Poranka Dwójki".

***

Tytuł audycji: Poranek Dwójki

Prowadzenie: Marcin Pesta

Gość: Łukasz Suchocki (reżyser)

Data emisji: 10.12.2025

Godz. emisji: 8.30

zch/pg

Czytaj także

Andrzej Żuławski. Od asystenta Wajdy do łatki "enfant terrible" światowego kina

Ostatnia aktualizacja: 24.11.2025 14:15
- Współpraca między Andrzejem Żuławskim a Andrzejem Wajdą rozpoczęła się przy "Popiołach" i układała się bardzo dobrze aż do czasu, gdy Żuławski postanowił zadebiutować filmem fabularnym. Przystąpił do realizacji "Trzeciej części nocy". Gdy Wajda zobaczył roboczą wersję filmu, był krytyczny i powiedział, że Żuławski powinien go przemontować. Ten się nie zgodził i pozostawił film w jego pierwotnym kształcie - mówiła w Dwójce Aleksandra Szarłat, autorka książki "Żuławski. Szaman".
rozwiń zwiń