Na otwarciu radiowego studia im Władysława Szpilmana przejmująco odczytał fragmenty jego prozy. - To wspaniale, że radio świętuje stulecie urodzin pana Szpilmana. Zajęci codziennością, biegiem, technologią, zapominamy o refleksji: kim jesteśmy, skąd przychodzimy. Życie Władysława Szpilmana jest dla niej dobrym przyczynkiem - mówi Andrzej Seweryn, wybitny aktor, dyrektor Teatru Polskiego. Dodaje, że jest to ważne w kontekście "psychicznej choroby społeczeństwa", której przejawy widzieliśmy w swastykach w Jedwabnem.
- Trzeba mówić o tej chorobie na głos. Trzeba wspominać ludzi, którzy nie ukrywali swojego pochodzenia - tłumaczy. Władysław Szpilman, choć był Polakiem, nigdy nie wypierał się żydowskich korzeni.
- Gdy przyjechałem do Paryża w 80. latach, zaskoczyło mnie, że widzę na ulicach tylu ludzi o tak różnych kolorach skóry - opowiada Seweryn. Jego decyzja o pozostaniu na zachodzie była wówczas sporym zaskoczeniem, gdyż odnosił w Polsce duże sukcesy. Był aktorem warszawskiego Ateneum, grał w filmach, m.in. w "Ziemi Obiecanej", "Nocach i dniach", "Granicy". - Nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć wszystko, co robimy - mówi. - Z różnych powodów chciałem się oddalić, zmienić sposób pracy.
Pojechał wraz z Wojtkiem Pszoniakiem grać w "Onych" Witkacego w reżyserii Wajdy. No i tak się zaczęło.
- Praca z Peterem Brookiem nad "Mahabharatą" pogłębiła moją refleksję nad wartością wielokulturowości - opowiada. - To daje doświadczenia, o których nie miałem pojęcia. zmienia postrzeganie muzyki, malarstwa - dodaje. To było - jak mówi - przedłużeniem szkoły teatralnej.
- Brook próbował obudzić nasze ciała. Nie może być tak, by "kocham cię" mówiły tylko usta. Musi to mówić całe ciało, intelekt i uczucia - podkreśla Seweryn. Jego mistrzowie ze szkoły teatralnej podkreślali wagę słowa, bez którego nie ma życia i teatru. Ale na tym aktorstwo się nie kończy.
We Francji odniósł niewyobrażalny w owym czasie sukces. W Comedie Française publiczność witała go owacjami. U szczytu sławy w Paryżu nagle postanawia objąć dyrekcję Teatru Polskiego i przenieść się do Warszawy. - Mam już swoje lata. We Francji, w sensie zawodowym nie czekały mnie już żadne niespodzianki. Pomyślałem, że w Polsce mogę się przydać.
Chciałby, jak za granicą, prowadzić zajęcia ze studentami, np. w Akademii Teatralnej w Warszawie. Przede wszystkim jednak zależy mu, by jego obecność służyła zaakcentowaniu pewnej wizji teatru.
- Gdy się mówi "polska klasyka", to wszyscy od razu ziewają. Nie musi tak być. Warto ją przypominać, bo to kanon wspaniałych wielkich sztuk teatralnych, wielkich ról, bogatego języka - podkreśla Seweryn.
Rozmawiał Andrzej Matul.
(lu)