- Mój Boże... To 65 lat, prawie 70! - wykrzyknął Quincy Jones, zapytany przez Pawła Brodowskiego o przebieg długiej, fascynującej kariery. Prawie osiemdziesięcioletni artysta jest prawdziwą legendą: jego nazwisko wymieniane jest jednym tchem obok takich sław jak Ray Charles, Count Basie, Duke Ellington, Miles Davis, czy Frank Sinatra. 27 nagród i 79 nominacji do Grammy - chyba żaden inny muzyk nie zdobył tyle trofeów i zaszczytów co on.
– Ella Fitzgerald, Billie Holiday, Sarah Vaughan, Ray Charles, Aretha, Michael Jackson, Frank Sinatra to były wielkie indywidualności. To mi się w nich najbardziej podobało. Każdy z nich był inny. Reprezentowali każdą możliwą kategorię. To było ekscytujące - mówił Quincy Jones w rozmowie z Pawłem Brodowskim. Muzyk, wspominając początki współpracy z Rayem Charlesem, podkreślał wszechstronność swojego repertuaru: - Raya spotkałem, gdy miałem czternaście lat. Graliśmy wszystko: rhythm and blues, pop, szabasy, bar micwy. I tak przez całe życie. Tak więc, gdy słyszę muzyków jazzowych mówiących, że się "sprzedałem" Michaelowi Jacksonowi, uznaję to za jakiś żart!
Czego Quincy Jones nauczył się u słynnej klasycznej kompozytorki Nadii Boulanger? Jak wyglądała współpraca z Frankiem Sintarą ("'Fly Me to the Moon' faktycznie zostało zagrane na księżycu!"), a jak z Michaelem Jacksonem ("Wszyscy mówili, że ma zadatki, żeby być jeszcze większym")? Zapraszamy do wysłuchania ekscytującej rozmowy z Quincym Jonesem, który wciąż czuje, że dopiero zaczyna: - Jestem dzieciakiem! Wciąż jestem młodzieńcem!