08:44 Sadowy 1.mp3 Wspomnienia o Witoldzie Sadowym (Poranek Dwójki)
Witold Sadowy miał 100 lat. Zmarł 15 listopada w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.
W ostatnich latach aktor zajmował się przede wszystkim pracą kronikarską. Jako wybitny przedstawiciel swojego środowiska postawił sobie za cel ocalenie pamięci o wielu artystach scen polskich dziś już kompletnie zapomnianych, którzy dzięki niemu funkcjonują w historycznym i społecznym obiegu. - Jest niewielu piszących aktorów, natomiast Sadowy ten próg przekroczył. Pisał bardzo dobrze, bardzo ciekawie - ocenił Tomasz Mościcki.
Wojciech Pszoniak. Aktor totalny
- W ostatnich latach swojego życia pisał coś na kształt raptularza, dziennika. Zapisywał różne swoje wrażenia, nie tylko wizyty składane mu przez różnych ludzi, ale także premiery teatralne - mówił gość Dwójki. - To kiedyś będzie źródło jak wyglądał teatr naszych czasów.
Czytaj także:
Pożegnania - Maria Janion. "Traktowała humanistykę jak powołanie"
Jan Krenz we wspomnieniach. "Ujmował niebywałą witalnością"
Do końca przeszło stuletniego życia Witold Sadowy zachował jasność umysłu i krytyczną ocenę rzeczywistości. - Gombrowicz powiedział kiedyś, że lubi, kiedy rozmawia z krytykiem, wiedzieć czy to jest brunet czy blondyn. Krytyk musi być jakiś - zaznaczył Tomasz Mościcki. - Sadowy jako krytyk teatralny taki był, bo on się opowiedział po pewnej stronie teatru. Jego interesował literacki teatr, w którym tworzy się postać sceniczną.
W audycji Witolda Sadowego wspominał także Krzysztof Szuster aktor, reżyser teatralny, prezes Związku Artystów Scen Polskich.
***
O śmierci artysty poinformował Związek Artystów Scen Polskich. Na stronie ZASP czytamy:
Witold Sadowy całe życie był związany z teatrami warszawskimi: najpierw, jako aktor Teatru Rozmaitości, Polskiego, Komedii, Nowego, Ateneum, czy Klasycznego a od lat, jako widz, recenzent, pasjonat i przyjaciel pełen życzliwości dla aktorów i twórców.
Zadebiutował w 1945 roku na deskach Teatru Miasta Stołecznego Warszawy, w miejscu dzisiejszego Teatru Powszechnego na Pradze, rolą szesnastoletniego Florisa w „Burmistrzu Stylmondu” Maurice’a Maeterlincka. Po świętach Bożego Narodzenia 1988 roku, Teatr Rozmaitości, który wystawiał „Gałązkę rozmarynu” Zygmunta Nowakowskiego z Witoldem w roli austriackiego Feldmarszałka, stanął w ogniu. Ten pożar w pewnym sensie zakończył jeden rozdział jego życia, otwierając przed nim nową drogę. Zamienił scenę na fotel widza i recenzenta oddając się pasji pisania o teatrze, sztuce i aktorach, z początku na łamach Życia Warszawy w cyklu „Wspomnienia zza kulis”, a od niemal dwudziestu lat w dziale „Pożegnań” Stołecznej Gazety Wyborczej wspominając kolegów.
7 stycznia tego roku, na gościnnej scenie Teatru Ateneum, hucznie obchodził setne urodziny połączone z promocją książki jego autorstwa - „Przekraczam setkę”. To kolejna pozycja po wcześniejszych tomach: „Teatr, plotki, aktorzy”, „Za kulisami i na scenie”, „Ludzie teatru. Mijają lata, zostają wspomnienia”. „Czas który minął” mieliśmy okazję poznać podczas promocji w Związku Artystów Scen Polskich, który wdzięczny za wieloletnią współpracę obdarował go zaszczytnym tytułem Członka Zasłużonego.
W dniu swoich ostatnich urodzin, podczas których specjalnie dla niego wystąpili artyści kilku pokoleń, widząc salę teatralną pełną przyjaciół, był promienny, radosny i szczęśliwy. Zapowiadał też kolejną książkę. Wydawało się, że spokój, cisza i otaczająca zieleń Domu Artystów w Skolimowie, dokąd zdecydował się przeprowadzić na wiosnę tego roku, będzie sprzyjała skupieniu przy wystukiwaniu kolejnych rozdziałów. Plany pokrzyżowała pandemia, przez którą zamknięto sale koncertowe i teatry, jego naturalne środowisko, które dawało mu napęd do wszelkich działań i aktywności.
***
Materiał został wyemitowany w audycji "Poranek Dwójki"
Rozmawiała: Monika Pilch
Data emisji: 16.11.2020