Podobno Jerzy Skolimowski przychodząc na plan filmowy miał zapisane na pudełku papierosów kilka haseł. Mówił: "To będziemy kręcić" i zdawał się na improwizację. Na ogół jednak najpierw powstaje bardzo dokładny scenariusz i to pisany wobec sprawdzonego wzorca. Na przykład ekspozycja (pierwszy akt) i zakończenie trwają zazwyczaj 10 minut. Niektóre filmy mają zaburzoną chronologię, ale nie świadczy to wcale o nowatorskim podejściu do opowiadania historii.
– Pewne dobrze zbudowane historie zostały niejako rozrzucone, tak jak klocki. Natomiast w świadomości widza one się ponownie konstruują – mówi Maciej Karpiński, twórca scenariusza "Różyczki" i autor pierwszego polskiego podręcznika pisania scenariuszy. W Polsce sytuacja jest o tyle ciekawa, że pierwszy wydział scenopisarstwa otwarto w łódzkiej szkole filmowej dopiero kilka lat temu. Nie ma wielu zawodowych scenarzystów.
– Źli artyści dokładają, żeby czegoś było więcej, żeby pochłonąć naszą uwagę. Natomiast ci bardziej wyczuleni ograniczają rzecz do tego, czego są pewni – opowiada w Jedynce Marek Kondrat, który grał m.in. Adasia Miałczyńskiego, głównego bohatera Marka Koterskiego.
Koterski sam pisze dialogi do swoich filmów. Niedawno mogliśmy się o tym przekonać, oglądając w kinie komedię "Baby są jakieś inne". – To jest zapis niesłychanie precyzyjny, czuły, oszczędny i dlatego jest taki przejmujący – mówi o scenariuszach Koterskiego Kondrat. Współpracownicy reżysera opowiadają, że jedyne zmiany, jakich dokonuje w historii, dzieją się dopiero na etapie montażu. Dopiero wtedy Marek Koterski układa całą historię. Taka sytuacja wymaga od reżysera bardzo mocnej osobowości artystycznej.
Anna Stempniak, która przygotowała audycję, zapowiedziała, że w grudniu w Jedynce, porozmawia z filmowcami o tym, jak buduje się w polskich scenariuszach wiarygodnych bohaterów.
usc/fot.mat.prasowe