Bitwa rozegrała się 15 lipca 1410 roku, w deszczowy wtorek. Władysław Jagiełło w poprzednich dniach nie przyjął bitwy w niekorzystnym dla siebie miejscu, ostatecznie wybierając pola między Grunwaldem a Stębarkiem (stąd w historiografii niemieckiej pojawia się raczej ta druga miejscowość - Tannenberg - jako miejsce starcia). Zwycięstwo było wielkie - potęga Zakonu Krzyżackiego została złamana.
Zasługi przypisują sobie współcześni Polacy (któż inny miałby być autorem zwycięstwa, jak nie król Polski?), Litwini (wedle podręczników szkolnych używanych na Litwie, bitwą dowodził Witold), Białorusini, Czesi... Pewnego razu czeski dyplomata wręczył dyplomacie litewskiemu, na pamiątkę "wspólnego zwycięstwa", miniaturę "Bitwy pod Grunwaldem"... Jana Matejki. Sam Matejko, pochodził z czesko-niemieckiej rodziny, a na obrazie sportretował siebie jako ojca Jana Długosza, którego barwny opis bitwy, właśnie ze względu na zalety literackie, jest dziś podstawowym źródłem dla historyka.
- Chciałbym wprowadzić pojęcie "kultury pamięci" - powiedział dr Michał Kopczyński. - Jest historia, którą historycy piszą dla historyków i jest historia kultury pamięci. Pamięć historyczna to relacje o wydarzeniach, które pamiętane są przez osoby żyjące. Kultura pamięci to relacje, o wydarzeniach, których już nikt żywy nie pamięta.
Kultura pamięci kształtowana jest przez dzieła historyczne, ale przede wszystkim przez dzieła sztuki: literaturę ("Krzyżacy" Sienkiewicza albo Kraszewskiego), film ("Krzyżacy" Forda), malarstwo ("Bitwa pod Grunwaldem" Matejki).
- Wielkość Matejki polega na tym, że w kulturze pamięci odbierany jest jako fotograf. Maluje obrazy realistyczne, werystyczne, które w istocie są głęboko symboliczne - wyjaśnia dr Kopczyński. - Na pierwszym planie "Bitwy" widzimy śmierć wielkiego mistrza. Zabija go "dżentelmen ze Żmudzi", odziany w marynarkę z niedźwiedzia. Poganin, jak mówiła propaganda Zakonu, zabija wielkiego mistrza włócznią św. Maurycego - relikwią chrześcijańską. To pokazuje kłamstwo misji Zakonu. Drugi dżentelmen, odwrócony tyłem, ubrany w czerwony kaptur, ma pas, na którym zawieszona jest sakiewka, w ręku topór. Tak ubrany jest kat: od razu widać, że wymierzona zostaje kara.
Kampania z udziałem 40 000 ludzi wymagała ogromnej sprawności logistycznej - samo wyżywienie takiej armii było trudne. Trzeba było dostarczyć tysięcy hektolitrów piwa (próba pojenia wojska wodą równała się w owym czasie sabotażowi), tony mięsa, znaleźć pastwiska dla koni. To pokazuje, że natychmiastowy marsz na Malbork nie był możliwy: po bitwie trzeba było posprzątać, uporządkować armię, uszykować kolumnę marszową. Twierdza Malborska zresztą była wówczas nie do zdobycia.
Wielka bitwa, wielkie zwycięstwo, niezbyt korzystny pokój. W taki sposób interpretowało postanowienia toruńskie wielu historyków. Nie wzięli jednak pod uwagę, że na polach grunwaldzkich Zakon został złamany i odtąd nie śmiał już wystąpić w walnej bitwie przeciw Polakom.
Spotkanie z dr. Michałem Kopczyńskim prowadziła Hanna Maria Giza.