Obecnie aktora można oglądać m.in. w Teatrze 6.piętro, gdzie występuje w przedstawieniu "Czechow żartuje!". W swojej karierze artystycznej nie miał wcześniej okazji zetknąć się z twórczością tego autora, co nie znaczy, że jest mu ona obca. - Na egzaminie wstępnym do szkoły teatralnej mówiłem krótkie opowiadanie, czyli tak naprawdę monolog Czechowa "Na gwoździu". Od tego czasu, czyli od 1969 roku, miałem z nim tyle wspólnego, że uwielbiałem oglądać wszystkie spektakle czechowowskie. Teraz sam go gram - opowiada Andrzej Grabowski. - Reakcje publiczności świadczą, że Czechow jest ponadczasowy. On wyśmiewając ludzkie wady, a z ludźmi wszelakimi miał okazję pracować na co dzień jako lekarz, nie robił tego złośliwie. To nie był Dostojewski opowiadający o ciemnych stronach ludzkiej świadomości, tylko facet, który się z nich śmiał.
W grudniu ubiegłego roku aktor obchodził 40. jubileusz pracy zawodowej. Dla każdego artysty jest to zawsze czas na refleksję i podsumowanie dotychczasowej kariery. - Aktorstwo to zawód, który wysysa i wyżera - zdradza gość "Stacji Kultura". - Zawsze, gdy człowiek podsumowywuje swoje dokonania dochodzi do wniosku, że mogłoby być lepiej, tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym. To się łączy, bo często przecież to życie osobiste jest zaniedbywane przez karierę. Ale to chyba każdy człowiek mógłby tak o sobie powiedzieć, niezależnie czym się zajmuje.
Przeczytaj: Andrzej Grabowski wspomina szkołę teatralną<<<
Andrzej Grabowski unika jednak jednoznacznej oceny swojej zawodowej kariery. Uważa, że jest na to jeszcze za wcześnie: - Nie chciałbym tego robić, podsumowywać, bo to pewnie zrobią nad moim grobem i stwierdzą, że... Na pewno stwierdzą, że dobrze, bo zawsze tak jest - przyznał ze śmiechem. - Ja nie mam zielonego pojęcia, jak się do tego odnieść, bo jeszcze nie skończyłem, jeszcze nie wieczór - dodał.
Pod koniec rozmowy w "Stacji Kultura", znany z niezliczonej ilości doskonałych ról aktor, odniósł się do zmian, jakie nastąpiły w trakcie jego kariery w samym teatrze. - Tak, teatr zrobił się snobistyczny. Zmienił się bardzo w ciągu tych czterdziestu lat. Był tym trybunem, jakim teraz jest na Ukrainie Euromajdan, przypomnijmy sobie przecież tylko "Dziady" z 1968 roku. Jako teatr, w latach 80., byliśmy namiastką wolności, dawaliśmy ludziom nadzieję, czuliśmy się potrzebni. Dzisiaj już tego nie ma. Ale to chyba normalne, znak czasu i zmian, które nastąpiły we wszystkich sferach życia - podsumowuje Andrzej Grabowski.
(ac/pj)