- Z mlekiem matki wyssałem Bacha, Haydna, Mozarta i Beetohvena - deklarował Stanisław Skrowaczeski - Pamiętam, że już jako niemowlę wczołgiwałem się pod fortepian i słuchałem zafascynowany, bo brzmiał on jak organy albo orkiestra. Pewnie dlatego zostałem dyrygentem - wspominał. Zanim do tego doszło, znakomity muzyk rozpoczął - już wieku 4 lat! - naukę grę na fortepianie. Jako jedenastolatek, z "bezczelnym" brakiem trem, dał pierwszy recital publiczny w w Polskim Radiu we Lwowie. Zresztą do dziś Skrowaczewski wspomina ze szczególnym sentymentem swoje rodzinne miasto - otoczenie cudownej natury, wspaniałą zabytkową architekturę, pierwsze muzyczne i operowe wzruszenia.
Kiedy jednak "Roosevelt i Churchill ofiarowali Stalinowi pół Europy", zmuszony został, by przenieść się do Krakowa. Cała rodzina podróżowała wagonem bydlęcym, bez ogrzewania, w temperaturze -20 stopni Celsjusza. - Miałem na sobie 3 koszule, 4 swetry, 2 marynarki i 2 płaszcze... wszystko, co się dało - wspomina dziś dyrygent. W Krakowie jego talent szybko zachwycił profesorów konserwatorium. Wkróce młody dyrygent prowadził koncerty filharmoniczne nie tylko tam, lecz także we Wrocławiu (w dwóch językach, bo orkiestra były wetdy jeszcze dwunarodowościowa!) oraz w Warszawie. Jego przyjaciółmi stają się Jan Krenz, Andrzej Panufnik i Witold Lutosławski, których utwory będzie potem wielokrotnie wykonywał za Oceanem.
Pierwsza okazja do wyjazdu z Polski nadarza się już w 1949 roku. Stanisław Skrowaczewski trafia na 3-tygodniowe stypendium do Paryża i zostaje tam 2 lata. W tym czasie pobiera lekcje kompozycji u legendarnej Nadii Boulanger. Wraca, gdy jego "emigracja" okazuje się politycznym zagrożeniem dla rodziców. W 1956 roku wygrywa natomiast prestiżowy Konkurs w Rzymie, co otwiera przed nim wrota najlepszych filharmonii po obu stronach Atlantyku. w 1958 roku występuje po raz pierwszy z Cleveland Orchestra, a już 2 lata później zostaje, na 19 lat, dyrektorem Minneapolis Symphony Orchestra
Ale to dopiero początek efektownej kariery, której artystyczne owoce możemy podziwiać do dziś. Więcej m.in. o znakomitym brzmieniu orkiestr amerykańskich, o "zaniku legato", o miłości do Brucknera oraz szczerej niechęci do Pucciniego oraz Rachmaninowa - w nagraniu "Sezonu na Dwójkę" przygotowanego przez Annę Skulską.
mm