„Wioska nasza nazywała się Wołczuchy. I była przy trasie z Przemyśla na Lwów. Myślałam, że tam Polaków w ogóle nie zostało. Zaraz przyjechali «Ruski», zrobili – jak oni to nazywali – «miting», spisali wszystkich i kazali nam wyjeżdżać do Przemyśla, bo już zwozili Ukraińców. Koni nie wolno było brać, tylko krowę jedną. Płakali ludzie. To się wszystko zostawiało: pola, dom. Z nami jechała cała wieś: ksiądz, nauczyciele. Wielu ich nie było. Bo przyszli «Ruski», co bardziej uczonych zabrali, wywieźli na Sybir. Przyszli Niemcy, zabrali.
Ten wagon chociaż był kryty. Potem nas przerzucili na taki, co się węgiel wozi, co kryty w ogóle nie był. Jak w nocy wypadł deszcz, taki majowy i ciepły, to moja babcia wzięli mamy pierzynę i swoją i tak nad nami stanęli, jak kura, żeby my nie zmokli. Do rana ten deszcz tak lał. Potem się zrobiło słonce, ciepło. Ludzie powychodzili, mokrusieńcy.
Przyjechali my do Koźla, do Kyndzierzyna. Kyndzierzyn było miasto puste. Nie było ludzi, nic. Tam nawet te Niemce zostawili garnki na kuchni. «Ruski» pierzyn nie mogli brać, to brali same pióra. W każdym domu było mnóstwo piór, bo wypuszczali z pierzyn. W domach były różne łachmany, co pozostawały. Ludzie wszystko ze siebie zrzucili, co brudne, poprzebierali się w te ciuchy, co w szafach wisiały, niemieckie.
Piła ja by piła, żeby woda była | ale gorzałeczka będzie mi szkodziła | Tak mi dolewałeś ja piłam jak wodę | Tera muszę cicho siedzieć, bo chodzić nie mogę…
Bronisława Chmielowska, przekazicielka muzyki odzyskanej
Jak trochę podrosłam, to wszystkim dawali ziemię. Czy ktoś miał za Bugiem mniej, czy więcej, tu mu dawali niecałe 8 hektara. Mieliśmy konia, za to, że dziadek przyjechali ze Lwowa, na koniu na sam Śląsk. Wyszłam za mąż za takiego chłopaka, co też z naszej wioski przyjechał. Jak myśmy się pobrali, to on nie miał nic, ja nie miałam nic, była bieda jak nie wiem! Spaliła nam się stajnia i stodoła – to był taki duży budynek, poniemiecki. Przyjechał wujek z Mirska i tak mnie namawiał i namawiał, żebyśmy tam z nim pojechali. Mówił, że roli nie musimy uprawiać, bo wiele fabryk jest. Pracy było w bród! Mieliśmy 5 krów, dawaliśmy mleko do mleczarni, bo tu duża mleczarnia była. A, że dobrze żeśmy gospodarzyli, to zapraszali nas na «mleczarskie» pokazać, co wyrabiamy z mleka. Był tam taki zespół, co śpiewał piosenki takie, co i ja umiałam. I my z taką moją koleżanką, co już umarła, mówimy sobie: «a my w naszej wiosce nie możemy takiego zespołu zrobić? Będziemy miały trochę rozrywkę!». Pojechali my do domu, kupili matriał na zasłonki, uszyli spódnice, bluzki białe, wiadomo, jakieś fartuszki i taki zespół żeśmy zrobili. Śpiewałam w tym zespole 40 lat”.
Zespół, wspomniany przez śp. Bronisławę Chmielowską nazywał się Pogórzanie. Urodzona w pobliżu Lwowa Bronisława Chmielowska od dzieciństwa otoczona była muzyką. Jej mama, która także była śpiewaczką, występowała na weselach i często zabierała córkę ze sobą. Archaiczne kolędy, pieśni weselne i kołysanki, jak również liczne ballady, pieśni rekruckie oraz religijne przenikały życie pani Bronisławy w rodzinnych Wołczuchach. Na Dolnym Śląsku, gdzie w końcu osiadła, pielęgnowała pamięć o rodzinnych stronach m.in. poprzez pieśni właśnie. Pamiętała je wszystkie, choć miała je także spisane na licznych kartkach i karteluszkach.
Bronisława Chmielowska była osobą wyjątkową, nie tylko ze względu na umiejętności wokalne, ale i swoją serdeczną osobowość. Była osobą bardzo gościnną i życzliwą. Chętnie dzieliła się swoimi umiejętnościami i wspomnieniami.
Za swoją artystyczną działalność, a także niepowtarzalny talent do rozpowszechniania piękna muzyki ludowej oraz osobowość Bronisława Chmielowska została uhonorowana Nagrodą "Muzyka Źródeł" w roku 2019.
Album "Bronisława Chmielowska. Stare pieśni", Fundacji Ważka, laureatem drugiej nagrody w konkursie na Fonogram Źródeł 2015 roku.
- Opowieści Pani Bronisławy były zawsze bardzo serdeczne, mimo ciężkich przeżyć zachowała pogodę ducha – wspominała swoją mistrzynię Joanna Skowrońska. – Perlisty śmiech Pani Bronisławy to jej charakterystyczna cecha. Poznałam ją, gdy przeprowadziłam się na Dolny Śląsk. Pojechałam w teren wraz z Olgą Chojak, która wówczas realizowała ministerialne stypendium. Na płycie polskiego radia słuchałyśmy pieśni z regionu i zastanawiałyśmy się, która ze śpiewaczek może jeszcze żyć. I, właśnie dzięki Oldze, trafiłam na Bronisławę Chmielowską. Od razu zostałyśmy dobrze przyjęte, od razu zaprosiła nas do domu. Od razu zaczęły się śpiewy! Nigdy nie miała oporów, by nam radzić. Chciała, żebyśmy to kontynuowały. Widać było, że jej się podoba, że ktoś jeszcze śpiewa te pieśni, nie tylko te „nowoczesne”, jak to mówiła. Chętnie dzieliła się pieśniami i zawsze wyszukiwała jakieś nowe.
Pożegnanie Bronisławy Chmielowskiej jutro (7.08) o godz. 12.00 w Mirsku.
ZOBACZ KONCERT: Pieśni Odzyskane w Repertuarze Bronisławy Chmielowskie
YouTube, RCKL
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Piotr Kędziorek
Data emisji: 06.08.2021
Godzina emisji: 15.15