Maria Kozłowa, lasowiacka prowodyrka

Ostatnia aktualizacja: 27.01.2022 16:00
Lasowiackie przesądy, flisactwo i lasowiackie wesele! W czwartkowych „Źródłach” z Magdaleną Tejchmą ponownie sięgamy do archiwów Polskiego Radia! Zapraszamy na archiwalną rozmowę z Marią Kozłową (1910-1999) z Baranowa Sandomierskiego, słynną śpiewaczką i założycielką regionalnego zespołu „Lasowiaczki”.
Audio
  • Maria Kozłowa, lasowiacka prowodyrka (Dwójka/Źródła)
Zespół Lasowiaczki
Zespół LasowiaczkiFoto: Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Baranowie Sandomierskim

Dlaczego kobieta nie może przejść mężczyźnie drogi? Jak po znachorsku pozbyć się „róży”? Po co przywiązywało się żabę pod stopą? W audycji słuchaliśmy archiwalnego nagrania z 1977 roku, gdy Kozłowa opowiadała m.in. o powszechnych w regionie przesądach oraz o lasowiackim weselu!

- W dawnych czasach ludzie domyślali się nieszczęść z różnych przyczyn. Może byli niewykształceni, nic dziwnego, że wierzyli w przesądy z dziada-pradziada. Co się im śniło, co na drodze ich spotkało, w to wierzyli. To jeszcze za moich czasów, urodziłam się w roku 1910, pamiętam takie wierzenia! Na przykład wierzyli ludzie, że jak im ktoś przejdzie przez drogę, to nieszczęście, lepiej się do domu wrócić. Albo kot przeleci albo zając. Ale najgorzej to było jak szła kobieta drogą, a jechał wozem chłop! Jak mu przeszła w poprzek drogę, to za skarby już nie pojechał nic załatwiać! Bo miało go spotkać nieszczęście. Raz tak szłam, mimo woli na drugą stronę drogi przechodziłam. A chłop stanął, wziął bata do ręki i do mnie! Ja się patrzę, co on chce! Rozpłakałam się. Później taka druga mnie spotkała i mi wyjaśniła. Była róża, taka czerwona plama na twarzy. Była kobita, co umiała tę różę spalać! Musiała być czerwona szmata i dziewięć gałek z lnu ukręconych. Nakrywali twarz i te gałki podpalali. Potem popiołem jeszcze potarli tę twarz. I robiła to trzy razy, zawsze po zachodzie słońca. I pacierze odmawiała przy tym. Albo odmawianie uroku. W każdej wsi była jakaś kobieta, co popatrzyła tylko i już urok dała. I u nas też taka była. Wszyscy ją tak dziwnie traktowali. Ja ją rozumiałam, żal mi jej było. Stara już była. Jak przechodziła, to starzy ludzie, bo nowi to już nie, każdy splunął trzy razy. A ona nic nikomu winna była! Ale ludzie wierzyli w takie rzeczy. Za mało lekarzy było. To wszystko domowymi sposobami się leczyło… – Opowiadała Maria Kozłowa.

I tak, na bolesne odciski na stopach – o które nie było trudno, gdy niemal cały czas chodziło się boso – brało się zimną żywą żabę i przywiązywało ją lnianymi szmatami do odcisku, by wyciągnęła całą ropę i ból.

Swojego dzieciństwa Kozłowa nie wspomina jako sielanki. W szkole panowała nieugięta dyscyplina. Wieś była biedna – dzieci chodziły w łachmanach, ludzie kilometrami wędrowali do sąsiednich miejscowości, by zarobić kilka groszy. Popularny był flis, spławiano drzewa, które wcześniej zbijano w tratwy. Aż do Gdańska. Kozłowa wspominała kobietę, która uczyła mieszkanki wsi, jak dbać o porządek czy gotować potrawy bardziej wysublimowane, niż kartofle z kapustą. Bo nie wiedziały. Matki i babki nie miały takiej wiedzy, więc nie przekazały córkom. We wsiach rozwinięte było pijaństwo, ponieważ dwory zakładały gorzelnie – przynosiły dochody, ale wieś się rozpijała. W rodzinnym Machowie u Kozłowej było siedem karczm! Mimo wszystko bywały momenty życia na wsi bogate i wesołe…

- Wesela trwały podobno nawet tydzień! Proszę sobie wyobrazić, ile to musiało kosztować! A jednak ludzie tak prosto… Pamiętam takie potrawy jeszcze: placek z serem, mieszanym z kaszą jaglaną, gdzie indziej nazywali to „kołacze”, u nas mówili, że to „placek”. W każdej wsi inaczej. U nas była rózga, co ją swaszka do kościoła niosła, a placek był do jedzenia… – wspominała Maria Kozłowa. – Tak dużo spraszali, że 25-30 wozów jechało do ślubu! Po dwa konie rozszalałe, pełno ludzi, nikt na piechotę nie poszedł! A ludzie to się jakoś kochali, blisko byli, każdy wiedział kto jest czyim krewnym. Dzisiaj to już się krewnych nie zna… Co grali? A rozmaite! Polki, kadryle, tupane, cebule, Lasowiaka, dryganego! Nie uczyli się z nut. Sami się uczyli.

To rodzice swatali swoje dzieci. Nieraz się nie udawało, bo rodzina chciała dać za mało o krowę czy morgę. Ale, jeśli się udało, następowały długie przygotowania do wesela.

- Najpierw były swaty, po swatach zmówiny, w przeddzień wesela: rózgowiny. Ale zanim były rózgowiny, panna młoda ze swoją druhną chodziły po domach, nie omijały żadnego domu i wszystkich ludzi na wesele spraszały. A pięknie to wyglądało! Klękały, trzymały za nogi i prosiły. To już ludzie byli przyzwyczajeni do tego. Jak widzieli, że panna młoda idzie, siadali rzędem na ławie… Na rózgowiny zeszły się drużki i starościny, i wiły rózgę. Później rózgę zamykały w kumorze. Potem wszystko jadło, piło, tańcowało do rana! Zanim wyjechały do ślubu, były rozpleciny. Bo dawniej nie było welony, były strojniki. Strojnik lasowiacki to był taki pas płótna, na dole frandzle i wzorek lasowiacki, jak miała haftowane ubranie, to taki był wzorek na strojniku: czerwony haft, to czerwony, czarny, to czarny, był jeszcze brązowy. Te trzy kolory.

Maria Kozłowa urodziła się w 1910 roku w Machowie k. Tarnobrzegu, dziś nieistniejącej wsi, wysiedlonej pod kopalnię siarki (obecnie jest tam sztuczny zalew). Ojciec Marii Kozłowej był lokalnym patriotą – inicjatorem działań chłopskich pod zaborem austriackim, jego córka z kolei jeszcze przed II wojną światową założyła pierwszy teatralno-folklorystyczny zespół! Kozłowa była także utalentowana plastycznie: haftowała, malowała, rzeźbiła, tworzyła zabawki. Dziś jej prace zobaczyć można m.in. w izbie regionalnej jej imienia we wsi Cygany.

Zespół obrzędowy „Lasowiaczki” powstał spontanicznie w 1976 roku. Główną inicjatorką utworzenia go była Maria Kozłowa – wspaniała poetka ludowa, malarka, hafciarka i uznana animatorka życia kulturalnego. Kiedy spostrzegła, że wsie zmieniają swoje oblicze, Maria Kozłowa zaczęła spisywać zwyczaje i pieśni, aby przekazać je przyszłym pokoleniom. Jej pomysł spotkał się z dużym zainteresowaniem społeczności Baranowa Sandomierskiego.

W początkowym okresie Pani Kozłowa jako niekwestionowana liderka o dużym autorytecie, kierowała i przygotowywała zespół według własnych pomysłów. Współdziałała z nią Anna Rzeszut (popularną „Babcią Hanią”), która przez wiele kolejnych lat była charyzmatyczną liderką zespołu. Duży wpływ – szczególnie na początkową promocję – miała Alina Szymczyk, ówczesna dyrektorka Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Baranowie Sandomierskim. To dzięki niej „Lasowiaczki” zdobyły znaczny rozgłos w skali makroregionu oraz uznanie w kręgach znawców kultury ludowej.

Nie zabrakło też współczesnej muzyki Lasowiaków. Cmolaskie Chłopoki wystąpili w 2019 roku na koncercie Muzyka Źródeł. Usłyszeliśmy „tramlę” – taniec dla osób starszych, o polkowym rytmie, w wolniejszym nieco tempie. Słuchaliśmy także: Odpoczna, WoWaKin Trio.

kotstambul1.jpg
Posłuchaj:
Klasik ve Halk - playlista Spotify z muzyką turecką

Zaprosiliśmy także do wysłuchania nowej playlisty na naszym profilu Spotify! Klasik (klasyczna) i Halk (ludowa) – te dwa światy muzyki tureckiej, choć posługują się innymi instrumentami i środkami wyrazu, czasem błędnie łączone są w jedną kategorię. Ale znalazły się też razem na nowej playliście RCKL, aby pokazać jak na siebie oddziałują i jak się przenikają. Świat pieśniarzy i bardów, wirtuozów różnych odmian sazu przeplata się z instrumentami klasycznymi: kemencze, tamburem, kanunem i „najświętszym” z nich, ulubionym przez sufich Mevlevi – neyem. Suficka poezja Alewitów i Mewlewitów, klasyczne melodie tureckie pisane przez znanych kompozytorów epoki otomańskiej oraz ludowe melodie, aranżowane na nowo przez XX- i XXI-wiecznych artystów. To przede wszystkim podróż w świat piękna dźwięku i detalu.

***

Tytuł audycji: Źródła 

Prowadziła: Magdalena Tejchma

Data emisji: 27.01.2022

Godzina emisji: 15.15