Mieszkańcy Gniewięcina mówili o wielkanocnych dziadach, a o chodzeniu z kurkiem – Józef Rosiński z Michowic.
- U nas po dyngusie chodziły. Cieszyły się, śpiewały, ale kołatały do chałupy tak mocno, że gospodyni musiała wyjść z jajkami i z plackiem. A jak nie wyszła to jabo szyby pobieły w oknach albo powywracały co. To już nie żarty beły, nie! A dziouchy to trzeba było oblać. Przecież oni czekali na to! Jak dziouchy nie oblali, to przecież nie będzie miała szczęścia!
W archiwalnych nagraniach Mariana Domańskiego usłyszeliśmy, jak chodzenie „za dyngusem” wyglądało na Kielecczyźnie.
- Aaa! Chodziłem po dyngusie! Miałem może ze 16 lat. Po wsi się szło i śpiwało. Taki wózek był, laleczki takie były, tańczyły na tym wózeczku. I taka sikawka była zrobiona, żeby dziewczyny zlewać. – wspominał jeden z rozmówców Mariana Domańskiego.
Kobiety po dyngusie nie chodziły, ale i nie czekały bezczynnie, aż zostaną oblane.
- Nieraz to i z 10 było. To już tych jajek zbrakło dawać! Dawałam jajka, oby mnie nie obleli! Bo to już Lany Poniedziałek był! Poszłam krów doić, widzę, leci, żonaty już mężczyzna i całe wiadro wody! A ja, niewiele myśląc, całe wiadro mleka na niego wylałam.
W Gniewięcinie (świętokrzyskie) popularne było malowanie dziadów. Na czym polegało? W archiwalnym nagraniu Piotra Gana jeden z mieszkańców wsi podaje przepis na najlepszy lakier do malowania:
- Brało się sadzy „spod blachy” i trochę oliwy. Rozrobiło się to, to był lakier niesamowity! Ani się to zabielić nie dało, bo oliwa wyszła na wierzch tłusta, ani zeskrobać, bo oliwa tłusta. To się malowało tylko u panny. Jak były starsze panny, to był wielki dziad. A u młodych, to małego dziada, my robili. Dziady malowałem akurat jak na święta było już pobielone. To było z Wielkiej Soboty na Niedzielę. To się malowało w nocy, żeby nikt nie przyuważył. Jak ludzie przychodzili rano z rezurekcji z kościoła, to było wszystko już pomalowane.
Ale Wielkanoc to także okres kolędowania! Kolędowania wiosennego. Jedną z popularnych jego form było chodzenia z konopielką lub kolędowanie wołoczebne. Wołoczebnikami byli jedynie mężczyźni. Zbierali się w nocy z niedzieli na poniedziałek i chodzili od domu do domu, śpiewając pieśni życzące. Zwyczaj przetrwał do dziś m.in. na Podlasiu. Tam usłyszeć można kompanię z Kalinówki Kościelnej z Knyszyna.
Dowiedz się więcej o innych obliczach kolędowania:
Opowiadają siostry Bogusława Grzywa i Barbara Kietlińska oraz Halina Kędziora, Maria Oracz, Marian Siwiec, Stanisław Piejak. Po sąsiedzku w Gałkach o dyngusie śpiewają uczennice Marii Siwiec – 14-letnie Lena Popińska i Agata Korycka.
- Małe chłopcy chodziły po dyngusie. Przeważnie dzieci chodziły z wieczora w niedzielę, a kawalerka późnym wieczorem czy nawet w nocy. Chodziła grupa chłopaków ze wsi, 10-15 chłopaków śpiewała dyngusa. W zamian dostawaliśmy dyngusa. Jedni dawali jajka, przeważnie jajka, jedni częstowali kiełbasą, kaszanką i plackiem. I bywało tak, że po kielichu też częstowali. Symbolicznie, po pięćdziesiątce, żeby nam się lepiej śpiewało. Wieczory były jeszcze chłodne, bo to przełom marca, kwietnia. – mówił jeden z mieszkańców Gałek.
- A jak byli my dziewcyny. To dawniej tam były takie „przycierki” na dworzu, co się pojeły krowy tam. To nieraz nas złapali i wsadzili do tej przycierki. Bo jak się kogoś dobrze zlało, to się zaraz człowiek ożenił! – wspominała gałecka śpiewaczka.
- A jak ktoś przyszedł z samego rana, a my jeszcze beli pod pierzyną, to pod ta pierzyną loły! Cało pierzyna była mokra, łóżko było mokre!
- Rano, tam, gdzie były dziewuchy, to chodziły chłopaki oblać. I zawsze kielicha dostały. Każdy postawi tam, gdzie były panny.
- każdy się bał tej wody! Ledwo się drzwi otwierało. Cała podłoga była zlana, korytarz, sień…
- A przeważnie tam, gdzie było dużo dziewuch! To i w sieni, i w izbie było zlane! Ale nikt się nie obrażał! Nikomu nie przeszkadzało! – wspominała Maria Siwiec.
- Teraz to by się każdy obraził, bo ma czyściutko, ładniutko…
- Było podkreślone to, że teraz jest czyściutko i jest ładnie. No, jest! Ale ja, jak chodziłem po dyngusie, a to było przeszło 50 lat temu, to też było czyściutko. Ludzie mieli na Święta zawsze świeżą pościel. Tylko, że było biedniej! – podjął jeden z rozmówców. – I było gościnnie i wesoło! Bez porównaniu do tych czasów!
A skoro Lany Poniedziałek, to i konopielki! Usłyszeliśmy je w wykonaniu Męskiej Kompanii z Kalinówki Kościelnej.
Ponadto grali i śpiewali: Stanisław Klejnas, kapela Metów, kapela Stefana Ostrowskiego z Gniewięcina
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Dat emisji: 10.04.2023
Godzina emisji: 15.00