Białoruś w opowieściach Andrzeja Bieńkowskiego

Ostatnia aktualizacja: 27.02.2024 09:00
Choć w narracji ostatnich dni przewija się przede wszystkim Ukraina, to nie zapominamy o tym, co działo się i dzieje na Białorusi. 
Audio
Z akordeonem Natalia Potehina, kierowniczka zespołu Medunica z Klińska, powiat Chocimsk Foto: Małgorzata Bieńkowska
Z akordeonem Natalia Potehina, kierowniczka zespołu Medunica z Klińska, powiat Chocimsk Foto: Małgorzata Bieńkowska Foto: Andrzej i Małgorzata Bieńkowscy

Tym razem wraz z Andrzejem Bieńkowskim wybieramy się żeby posłuchać białoruskich śpiewów - zaczynamy od kołchozowych śpiewaczek z obwód brzeskiego, z białoruskiego Polesia - wieś Diatłowicze, później udajemy się do Otwierżycz.

- Jak zacząłem jeździć na Białoruś 20 lat to pamiętam, jak skuteczna była propaganda białoruska wymierzona w Ukrainę. To było straszne i powszechne. Białoruś dla mnie jest wyrzutem sumienia, bo myśli się o niej w kategorii kraju sprzymierzonego z Putinem, agresora na Ukrainę, ale zapomina się, że to także krwawa dyktatura, gdzie się morduje, represjonuje ludzi. Białoruś to nie jest sprzymierzeniec Putina. To kraj wiejski, relikt kołchozowy - mówił w audycji badacz.

Andrzej Bieńkowski zjeździł Białoruś od południowej granicy z Polską po granicę z Rosją i przyznał w audycji, że było to dla niego niezwykłe doświadczenie, zwłaszcza w kategoriach społecznych. Doświadczenia dotyczą małych miejscowości siłą rzeczy związanych z kołchozami, gdzie wszystko zależy od władzy. - Nie ma poczucia wolności i niezależności, a wszystko zależy od kierownika kołchozów. Jak się chciało jakąkolwiek grupę nagrać, trzeba się było najpierw dogadać z kierowniczką kołchozu. Zazwyczaj kierowała ona nas do młodych dziewczyn, z dala od staruszek. I trochę to trwało, zanim się przebiliśmy - opowiadał w audycji o zespołach kołchozowych.

Na Białoruś razem z żoną Małgorzatą zawędrował po kilkuletnim doświadczeniu wypraw na Ukrainę. - Wiele lat na Ukrainie nauczyło mnie praktyki terenowej: jak pytać?, o co pytać? No i jako taki wesołek pojechałem na Białoruś, gdzie się okazało, że moja strategia tu kompletnie nie działa... - mówił o swoich terenowych nagraniach na Polesiu, zebranych na płycie "Białoruś. Śpiewy obrzędowe. Śpiewy z kołchozów". Widział przy tym na własne oczy, jak boleśnie rodzi się tam kulturowa świadomość białoruska. Andrzej Bieńkowski zwracał uwagę, że Białorusini mają zupełnie inną mentalność niż Ukraińcy.

SŁUCHAJ TEŻ: >>>Białoruś odnaleziona. Spotkanie z Andrzejem Bieńkowskim<<<

Etnografa zaskoczyło, że Białorusini mimo różnych przeszkód z dużą determinacją starają się podtrzymywać ludowe tradycje i obraz krainy zachowany w tradycyjnych pieśniach rekruckich, żniwnych itd. W wielu śpiewanych do dziś białoruskich pieśniach obrzędowych słychać echa pańszczyzny. - To brzmi trochę tak, jakby w średniowieczu ustawić patefon.  W tych pieśniach zaskakuje opresyjność pracy. Ich liryczny prototyp jest taki, że już noc zapada i żniwiarki chcą iść do domu, bo jest zimno i są zmęczone, ale karbowy im nie pozwala: mówi, że nie będzie kolacji, dopóki nie skończą.

SŁUCHAJ TEŻ: Andrzej Bieńkowski: są tu pieśni ze wsi, gdzie kołchozowy diabeł mówi dobranoc

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Andrzej Bieńkowski

Data emisji: 27.02.2024

Godzina emisji: 15.15