Bogusława Drzewiecka - łowicka śpiewaczka i rękodzielniczka
W drugiej części audycji zapraszamy na spotkanie w domu twórczyni ludowej i znakomitej śpiewaczki z Łowickiego - Bogusławy Drzewieckiej.
Bogusława Drzewiecka (ur. 1947) mieszka na terenie gminy Lipce Reymontowskie znanej z tradycji ludowych miejscowości, którą inspirował się twórca "Chłopów". Śpiewaczka należy do zespołu "Wesele Boryny" (od 1975 r.) i grupy śpiewaczej "Lipconki" (od 2003 r.). To nie wszystko - Pani Bogusława jest także artystką ludową specjalizującą się w w wykonywaniu kwiatów z bibuły. Tworzy je zgodnie ze starymi wzorami i tradycjami, ale nie stroni od tworzenia nowych wzorów, podpatrzonych w naturze kwiatów. Spod jej rąk wychodzą także pająki, laleczki i zabawki choinkowe.
- Tu w tym kąciku sobie tu siedzę fotel mam specjalnie taki przygotowany. I jestem akurat obecnie przy pająku, który już no prawie jest skończony. Jeszcze tylko tutaj ostatni pęczek muszę złożyć… – opowiada Justynie Piernik Bogusława Drzewiecka. – Zadzwonił tu taki pan reżyser z Łodzi. Powiedział, że też by chciał udokumentować niektóre prace i mi zaproponował tego pająka. Ja mówię, ojej to jest nie pora na pająki, ale w zasadzie to w dobrym czasie zadzwonił, bo akurat trzeba było ciąć słomkę. Tu, gdzie żyto było. Bo musi być żytnia słomka, musi być długa i wybiera się odpowiednią, żeby była bielutka. Tak z brzegu tylko wycinałam, bo to nie moje żyto, tylko sąsiadowe. Ale sąsiad mi pozwolił. Świeżą słomkę to nawet można na takie krótkie, półtoracentymetrowe kawałeczki pociąć, bo ona jest sprężysta i się nie łamie.
Jakie są łowickie pająki?
Pstre. Jak pasiaki. Kolory muszą ze sobą kontrastować. Pani Bogusława lubi intensywne kolory. Jak zielony, to soczysty jak trawa albo ciemny. Czerwony – żywy. W pająkach naszej bohaterki znajdziemy około dziesięciu barw.
- Od dziecka lubiłam rysować. Przychodziło mi to z łatwością. A jak byłam coraz starsza, to robiłam zabawki na choinkę. Przychodziły długie wieczory i przy lampce naftowej robiłam. Klej był z mąki robiony, sznurek taki lniany. Nie miałam takich możliwości jak mam teraz! I później co – kwiatki z bibuły! O tym musze powiedzieć, koleżanka moja Ala Matczak, z którą spotykałam się na różnych imprezach ludowych, pokazała mi salę, gdzie były właśnie przez nią i uczestników jakiegoś konkursu porobione kwiaty. No, to po prostu oczy w słup!
Pani Bogusława była już dorosła, gdy poszła do swojej koleżanki na warsztaty. Nauczyła się techniki, przyszło jej to z łatwością. Bibułkowe kwiatki robi do dziś. W rodzinie Drzewieckiej wszystkie ciotki umiały wyszywać, umiały robić kwiatki i wycinanki.
Śpiew i łowickie melodie w rodzinie Bogusławy Drzewieckiej
Z kolei w rodzinie ze strony ojca nie brakowało muzyki. Dziadek, Tomasz Mikina, był śpiewakiem. Podobno wyprowadzał wszelkie pogrzeby, robił rozpleciny. Bogusława nie zdążyła się od niego nauczyć – miała niecałe trzy lata, gdy dziadek zmarł. ojciec grał na skrzypcach – nauczył się ze słuchu.
- A śpiew? Rodzicie mnie od dziecka wozili we wszystkie gości, bo Bogusia będzie śpiewać. Najpierw to tak nieśmiało, niechętnie. A potem, jak się rozśpiewałam, to i ze dwie godziny mogłam. Od kogo się nauczyłam? – zastanawia się – Po prostu. Bogusia śpiewała w rodzinie, na gościach, Bogusia śpiewała za owcami, Bogusia śpiewała przy pielące jako małe dziecko. To mnie wołały panie na pierzaczkę. Chodziłam na tę pierzaczkę już jako te jako dziewięcioletnie dziecko. Mamusia nie poszła, a ja poszłam! A tam było śpiewu! Mnóstwo!
Jak wyglądała pierzaczka?
Pierzaczką nazywano wieczorne spotkania przy rwaniu pierza. Zbierały się na nich kobiety i młode dziewczęta. Mężczyźni zazwyczaj nie mieli na nie wstępu, ale zdarzało się, że po takiej pracy wstępowali do chaty z muzyką. Jak pierzaczki wspomina Bogusława Drzewiecka?
- Było tak, że panie siedziały osobno i dziewczyny osobno. Dziewczyny zazwyczaj przy oknie, bo jak kawalerka chodziła, jak graną chciał zrobić na przykład. Nie wszędzie były te pierzaczki, że muzyka grała potem. Ale zdarzało się! Zresztą, gdzie by nie była ta pieczarka, to kawalerka była. Dziewczyny miały osobno miejsce, panie osobno. I było tak, że panie śpiewały swoje pieśni, kończyły i dziewczyny zaczynały swoje. Pamiętam, że śpiewały taką pieśń o Henryku co tam żonie rączki połamał, i one nie znały całej tej pieśni, a ja całą znałam! Jeszcze chyba ze cztery zwrotki sama dokończyłam! Jako takie dziewięcioletnie dziecko. Skąd znałam? Byłam w Rafałówce w prewentorium, bo tatuś chorował na płuca. Siedziałam tam trzy miesiące i tam się nauczyłam. Ktoś ją tam śpiewał po prostu.
A jak tak miałam już ze 14-15 lat, moim idolem była Karin Stanek. Ojej! To było coś niesamowitego! Tu radia w domu nie było, ale mieszkali u nas policjant z nauczycielką jako lokatorzy i oni mieli radio, to matko kochana! Potem byłam zafascynowana Filipinkami. Pamiętam jak z ciotką poszłam zbierać łubin. Wtedy nożami się ubierało te strąki. Z ciotką w południe żeśmy trochę tylko odpoczynku miały. I ciotka mówi, to jak ty tak śpiewas, to ja ci zaśpiewam piosenkę. I zaczęła mi śpiewać:
Wysła mamusinia z pokoju do ganka, i tak zobaceła swej córy kochanka
I tak się smuci, ze un do nij jedzie, chociaz ci u niego trzysta kuni w rzędzie, pięć tysięcy wojska w paradzie…
Nie pamiętam, czy ona całe mi to zaśpiewała, podejrzewam, że tak. Ale tak mi się to nie spodobało, że ojej! Gdzie tam takie śpiewanie!
A kiedy mi się to śpiewanie spodobało? A no właśnie… Kiedy trafiłam do zespołu.
Co zaśpiewała na swoim pierwszym przeglądzie w Kazimierzu? Jak wróciła do niej pieśń ciotki? Dalsza część historii śpiewaczki Bogusławy Drzewieckiej – w audycji!
Bogusława Drzewiecka i jej pająki ze słomy, fot. Jarmark Jagielloński
Piosenka "Graj, gracyku!" zapowiada drugą odsłonę albumu Prusinowskich
Jest zapowiedzią dwupłytowego albumu "Cztery domy słońca. Lato i Jesień", kontynuacji entuzjastycznie przyjętego, ubiegłorocznego wydawnictwa "Cztery domy słońca. Zima i Wiosna". Słowa do tradycyjnej melodii powstały podczas letnich warsztatów muzycznych, w których wzięli udział młodzi artyści z Muzykanckiej Kompanii Dziecięcej, czyli „młodzieżówki” profesjonalnego zespołu prowadzonego przez Prusinowskich. A o porywającym do tańca tradycyjnym „kozaku” Kaja i Janusz mówią tak: Pochodzi z Kurpi Zielonych na Nizinie Północnomazowieckiej. Może być tańczony we troje, z chłopcem po środku i dwiema dziewczynami po bokach, może być też tańczony, jak kto lubi, parach i solo, dając okazję do zabawy i popisów sprawności, skoków przez ognisko i do wody.
ZOBACZ TELEDYSK: Graj, gracyku!
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Justyna Piernik
Data emisji: 6.09.2024
Godzina emisji: 15.15