W audycji zapraszamy na spotkanie z Egle i Rokasem Kasietienami z Litwy. Egle jest entomuzykolożką, Rokas jest muzykiem, wspólnie prowadzili festiwal kultury dzukijskiej Ciulba Ulba i działali na rzecz popularyzacji Dzukii, jednego z regionów etnograficznych Litwy, sąsiadującego z polską Suwalszczyzną. Wspólnie z polskimi artystami z Krasnogrudy przygotowali ostatnio i premierowo wykonali spektakl muzyczny "Wszyscy śnimy pod wspólnym niebem", łączący legendy i pieśni tradycyjne pogranicza polsko-litewskiego. W audycji opowiedzieli o tradycjach muzycznych swojego regionu.
- Dzukija to duży region i bynajmniej nie jest jednolity, Można podzielić ją na wiele różnych części. Ja na przykład pochodzę z części, którą zamieszkiwali leśni osadnicy. To bardzo lesisty teren, ale też paradoksalnie bardzo bogaty w tradycje, bo przez ukształtowanie terenu był zawsze bardzo odseparowany. W jego sercu zachowały się naprawdę archaiczne, przedchrześcijański zwyczaje, żywe jeszcze w XX wieku. Do tego gleba jest tu wyjątkowo słabej jakości, bo to głównie piasek, stąd nie zorganizowany tutaj żadnych kołchozów, nie było żadnego pomysłu na eksploatację jej, i tylko ci leśni ludzie tu żyli, odizolowani od reszty świata. Elektryczność podłączono tu bardzo późno. To wszystko wpłynęło na to, że zachowały się tu bardzo archaiczne zwyczaje wokalne, jak np. pieśni przesilenia zimowego, pogańskie. Jest to więc bardzo wyjątkowy region, ale niestety się wyludnia, a mnie to bardzo porusza, bo ja się tu wychowałem, pamiętam jak pasałem krowy. Jestem przedstawicielem ostatniego pokolenia pasterzy. Pamiętam że gdy miałem 6, 7 lat, to było 25 krów, gdy miałem 18 lat, krów już nie było we wsi. Czyli na przestrzeni dziesięciu lat obserwowałem , jak wieś wymiera. Potem Litwa wstąpiła do Unii Europejskiej, co spowodowało transformację, młodzi wyjechali, rolnictwo się zmieniło i nikt już nie pasał krów. Ale tak wspominam dzieciństwo: pamiętam pracę, i pieśni, dużo dzieci, zabawy i naturę. To było takie ogólne poczucie jedności, zwierzęta, ludzie, wszystko było jednym. To piękne uczucie - mówił Rokas Kašėta.
Egle jest etnomuzkolożką i do tradycji muzycznych ma podejście zaangażowane i badawcze. Czerpie z bogatych litewskich archiwów i zwraca uwagę, by pieśni ludowych uczyć się ze słuchu, starając się je jak najwierniej odtworzyć. Pieśni dzukijskie są jej zdaniem najpiękniejsze.
- Mieszkańcy Dzukii kochają tonację molową, nawet najweselsze teksty śpiewają w tonacjach molowych. Jeśli się nie zna języka, można pomyśleć że wszystkie pieśni są o czymś smutnym, ale to nieprawda, tylko po prostu brzmią. Ogólnie można powiedzieć, że tradycja śpiewacza regionu jest monofoniczna, dlatego mogłoby się wydawać, że to repertuar nadaje się zwłaszcza do wykonawstwa solowego. Ale to nie do końca prawda, bo mamy w archiwalnych nagraniach przykłady wielogłosowości. Bardzo mnie cieszy, że obecnie coraz więcej ludzi przykłada do tego wagę i nie wykonuje pieśni tylko jednogłosowo, ale w odpowiednich momentach różnicują partie melodyczne. Jest w nich też dużo ozdobników - opowiadała Egle. - Jeżeli chodzi o litewskie archiwa pieśni i muzyki, to pochodzą one głównie z lat 30 XX wieku, i czasów późniejszych, sowieckich. Najważniejsze postaci jednak jeśli chodzi o tradycje wokalne, to były kobiety, np. Marė Kuodžiūtė-Navickienė. Jej zadedykowaliśmy ostatni festiwal Ciulba Ulba. Na Litwie cały czas można się spotkać ze stereotypem, że pieśni i muzyka ludowa są proste, nieskomplikowane, nadają się może co najwyżej jako inspiracja do poważnych kompozycji. Ludziom, którzy tak myślą, polecam posłuchać Marii Kuodžiūtė-Navickienė, wtedy porozmawiamy czy to rzeczywiście takie nudne i nieskomplikowane. Nasi najbardziej uznani kompozytorzy zostali kiedyś poproszeni, żeby zrobić transkrypcję jej pieśni. Okazało się to niemożliwe. Tego nie można po prostu zapisać, notacja zabiłaby te pieśni.
Egle i Rokas byli organizatorami festiwalu kultury dzukijskiej Ciulba Ulba, który zaczęli z myślą o młodym pokoleniu, bo młodzi, którzy się w Dzukii urodzili, kończą szkołę i przenosili się do Wilna Kowna czy innych większych miast np. na studia i potem już nie wracali. Region się przez to wyludnia, zamykane są szkoły. - Chcieliśmy zrobić coś, żeby to zmienić i przypomnieć mieszkańcom o lokalnych tradycjach i autorytetach, dlatego każdą odsłonę festiwalu poświęcaliśmy pamięci konkretnej osoby z regionu, organizując wydarzenie w miejscu, gdzie ta osoba żyła i działała. Chcieliśmy zmienić podejście do kultury tradycyjnej, rzemiosła, ale także dialektu, który na przykład traktowany był jako coś wstydliwego, co za wszelką cenę się powinno wyrugować, żeby nikt nie poznał, że jesteś z tego regionu. Dla wielu przedstawicieli zwłaszcza młodego pokolenia ta tożsamość lokalna była obciążeniem, chcieli się jej wyzbyć, natomiast my z Rokasem chcieliśmy pokazać im, że to może być powód do dumy, a przynajmniej że mogą się z czuć dobrze z tym, skąd są, jakie mają korzenie, nie wcale nie muszą od tego uciekać.
Do tego wspomnienie św. Marii Magdaleny z etnografem i historykiem sztuki Łukaszem Ciemińskim.
***
Na audycję Źródła we wtorek (22.07) w godz. 12.00-12.45 zaprasza Aleksandra Tykarska.