W jego rodzinie nikt nie zajmował się muzyką. Jako sześcioletni chłopiec zrobił sobie skrzypce z deski i drutu, ale męczyło go, że te skrzypce nie stroiły – z zachwytem podsłuchiwał pod oknami, kiedy grali starsi muzykanci, podpatrywał ich. Później sam przez wiele lat grał na weselach, ale gdy moda na tego rodzaju muzykę ustała porzucił instrument. Był uczestnikiem wielu przeglądów, w 2004 roku zdobył I nagrodę na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu.
- Zajechałem wozem do domu, to melodii w tej głowie to mi się tak nawywijało! A jak stanęły koła, to w głowie się cichutko robiło - zaczął wspominać lata swojej młodości muzyk, który melodie potrafił usłyszeć wszędzie, nawet w koleinach pod kołami wozu, kiedy woził piach.
To wcale nie przesada, że skrzypce zrobił sobie z deski i drutu. Na wsi nie było innych materiałów, dlatego struny były przed wszystkim druciane, albo z baraniego flaka. - Skręcone, naciągnięte dobrze, to tak się dostrajało ten flak, a smyczek to był pałąk zrobiony z pręta i włosy z końskiego ogona wyrwane - mówił, opowiadając, jak to od najmłodszych lat kombinował i robił wszystko, żeby tylko móc grać. - Raz pies sąsiada się zerwał, to się od tego psa skrzypeczkami oganiałem. Odstąpił ode mnie, ale skrzypce we wióry poszły. Ale powiedzieli mi, żebym się nie martwił, bo im bardziej skrzypce klejone, to tym lepiej grają.
Józef Tomczyk mówił też w audycji o tym, jak grał na harmonii, z jakiego drewna najlepiej robi się skrzypce, i dlaczego wiele osób z jego otoczenia odradzało mu zawód muzyka.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Gość: Józef Tomczyk (muzyk ludowy)
Data emisji: 5.08.2020
Godzina emisji: 15.15