Obrzędowy rok w kulturze pokrywa się z rokiem liturgiczym i związanymi z nim kościelnymi nakazami i zakazami. Przykładem jest choćby Adwent – cichy czas oczekiwania, spokoju, czas postny.
Właśnie w tym czasie mieszkańcy głównie wschodniej i centralnej części Polski bili olej – podstawę postnej diety. Olej uzyskiwało się przede wszystkim z konopi, lnu, ale i z maku. Jak bito olej na Lubelszczyźnie? Opowiadali o tym mieszkańcy Zdziłowic.
- Dawniej to tak było, że żadnego mleka, tylko sam olej był przez 4 tygodnie do jedzenia. Był z siemienia lnianego i konopnego, czasem z maku, bardzo dobry, nie taki w zapachu, na teraz to byłby doskonały do sałatek! A konopny to intensywnie pachniał i był taki zieloniutki, piękny kolor miał! Przed wojną to było tylko na garniec-dwa oleju. Bo to garce były – wspominała jedna z rozmówczyń, wyjaśniając, że „garniec” to około 4 kg siemienia.
- Wcześniej to się i mak siało. A teraz, w sprawie tego narkotyku, nie dają zezwoleń – dodała druga rozmówczyni.
Zdziłowiczanki rzadko kiedy sieją już rośliny oleodajne, częściej kupują olej, jednak – jak zaznaczają – nie ze sklepu, a od olejarza. Obecny olejarz wdał się w olejarską rodzinę – 43 lata temu poślubił dziewczynę, której ojciec miał olejarnię. Technologia już dawno się zmieniła, jednak stara olejarnia nadal pracuje, ukazując, jak drzewiej bito olej.
- U nas we wsi, jeszcze przed wojną były 2 olejarnie! Takie ręczne jeszcze! Żarnami się miele ten Siemień – mówiła jedna z kobiet.
- Tak, taki młynek. Dawniej, za Niemca, to tylko tem mogliśmy sobie umlić mąki. I mełło się posypkę dla świń i pszenicę na placek – potwierdzała jej koleżanka.
O adwentowych zwyczajach na Suwalszczyźnie opowiadała śpiewaczka Krystyna Cieśluk z Lipska nad Biebrzą.
- Dawniej ludzie jesień całą len tarli. Ale starali się, żeby do Adwentu to wszystko zrobić. Bo w Adwencie stawiali krosna i starali się, by wytkać jeszcze część rzeczy: płótna na worki, ze lnu, żeby nie przeleżało. Bo wełna mogła leżeć trochę dłużej. Adwent był uciechą, choć i ciężko się go przeżywało, zwłaszcza dzieciom. Nie można było śpiewać, bawić się. Adwent zaczynał się roratami. Była specjalna msza roratowa. Więc młodzież wszystka, z najmłodszymi dziećmi, co już mogły chodzić, szła na te roraty. A po powrocie, jeszcze śniadania nie zjedli, już robili zabawki na choinkę, te wszystkie kolorowe cacka. To była największa radość! – Wspominała śpiewaczka.
Pióra, słoma, groch czy fasola, bibuła i pozłotka od cukierków – to wszystko wykorzystywane było, by stworzyć jak najpiękniejsze ozdoby choinkowe. Choć obowiązywał zakaz śpiewu, mieszkańcy wsi odwiedzali się, by uczyć się nawzajem starych pastorałek i kolęd, które później wykorzystywano do chodzenia z gwiazdą lub szopką.
Słuchaliśmy także opowieści legaczy – grających na ligawkach. Zwyczaj ten wciąż jeszcze żywy jest w części Mazowsza i Podlasia.
- Jak miałem 15 lat, kupiłem ligawę od sąsiada. Słyszałem wtedy, jak grał, z wieczora, różnie, w czasie Adwentu. Z początku mi nie wychodziło. Ale z roku na rok było coraz lepiej – mówił jeden z legaczy.
Dawniejsze ligawki mają około metra długości, nowsze – 1,5 m. Niegdyś był to instrument użytkowy, noszony przez paserzy. Obecnie pełni funkcję przede wszystkim obrzędową, co wpłynęło na jego wielkość.
Audycję zakończył fragment koncertu adwentowego, nagrany w roku 2017. Wówczas w studiu Polskiego Radia wystąpili Kaja i Janusz Prusinowscy, Szczepan Pospieszalski oraz (zmarła w tym roku) śpiewaczka Zofia Warych.
- ZOBACZ cały koncert, klikając «TUTAJ»
Słuchaliśmy również:
- Utworu Kai kai as to Okiego – artysty z Hokkaido, łączącego rodzimą muzykę Ainów z różnymi wpływami muzycznymi ze świata
- Utworu Choro das Aguas Nilzy Costy – brazylijskiej wokalistki
***
Na audycję "Źródła" we czwartek (2.12) w godz. 15.15-16.00 zaprasza Magdalena Tejchma.