Philippe de Champaigne (1602–1674) choć był malarzem klasycznym, zachował swoją odrębność. Gdy przybył do Paryża z Brukseli, miał wiele szczęścia - bardzo szybko stał się nadwornym malarzem królowej Marii Medycejskiej i kardynała Richelieu. Niezwykle religijny i poważny malarz nie uległ jednak blichtrowi francuskiego dworu. Nie poddawał się także wpływom artystycznej mody.
Zapożyczanie motywów czy stylów innych malarzy były u niego zwykłą szkolną praktyką. Nie stanowiły prawdziwie artystycznych inspiracji, umożliwiały mu jedynie doskonalenie warsztatu i poszukiwania własnej drogi. - Dziwny był ten Flamand w Paryżu, ani się nie zachłysnął Rubensem, ani nie przywiózł ze sobą naturalizmu Holendrów, zaprzyjaźnił się z Poussinem, ale nie uległ jego fascynacji antykiem, a do Rzymu nie udał się ani razu. Nie bawiła go zupełnie mitologia, ani nie pociągały eksperymenty ze światłem, które były wtedy w modzie – mówiła Bożena Fabiani w Dwójkowej audycji "W stronę sztuki".
Fragment obrazu "Ofiarowanie w Świątyni", 1648
Philippe de Champaigne początkowo zamierzał malować pejzaże, ale w końcu stał się twórcą realistycznych przedstawień religijnych oraz eleganckich, pełnych umiaru portretów znanych osobistości. Bogactwu barokowego malarstwa sakralnego przeciwstawiał proste, zwarte kompozycje o doskonałym wyczuciu perspektywy. (Świetnym przykładem takiego ujęcia jest chociażby "Ofiarowanie w Świątyni"). Skupiał się raczej na rysunku niż kolorze, co było wyrazem konsekwentnego unikania nadmiernej emocjonalności ukazywanych scen. Właśnie ten brak liryzmu zagwarantował mu opinię klasyka.
Geniusz Philippe'a de Champaigne'a widać jednak przede wszystkim w jego portretach. Bożena Fabiani zwróciła uwagę, że przedstawiając osoby, nie starał się uchwycić chwilowych zależności fizjonomii od światła, nakrycia głowy czy nastroju, uwidaczniającego się w mimice. Flamandzki malarz poszukiwał, w opozycji do Rembrandta, cech trwałych swego modela, niezależnych od chwilowych okoliczności. Osobliwym obrazem jest "Potrójny portret Richelieu", na którym malarz pokazał francuskiego kardynała en face i z dwóch profili. Bożena Fabiani wyjaśnia, że w zamierzeniu był to tylko szkic potrzebny rzeźbiarzowi do wykonania popiersia. Zachwycający jest jednak perfekcjny realizm i psychologiczna głębia tego portretu.
Aby dowiedzieć się więcej, kliknij ikonę dźwięku w boksie Posłuchaj po prawej stronie.
(Lm)