- Przez całe życie byłem intruzem. Tyle, że czasami udawało mi się innych przekonać, że z intruza mogą być korzyści - wyjaśnił wtedy dziennikarz. - To świetny sposób na ciekawe życie i znakomita, choć trudna do utrzymania, pozycja dla dziennikarza.
W Polsce Leopold Unger okazał się intruzem w 1968 roku. Resztę życia spędził więc w Brukseli. Niemal do końca pisał do belgijskiego "Le Soir" pod pseudonimem Pol Mathil, a do paryskiej "Kultury" jako Brukselczyk. Był także stałym współpracownikiem paryskiej "Kultury", Radia Wolna Europa, sekcji polskiej BBC, a także "International Herald Tribune".
Jak zauważa Jacek Żakowski, "w przeciwieństwie do większości emigrantów nie utkwił nigdy w emigracyjnej redakcji". Po 1989 roku Lepold Unger powrócił także na łamy prasy krajowej, stając się "jedynym oknem na świat w polskich mediach".
Podróż wiecznego "intruza" zakończyła się definitywnie przed kilkoma tygodniami w Brukseli. Rozpoczęła się w przedwojennym Lwowie, którego nie odnalazł on niestety podczas swojej jedynej "dorosłej" eskapady do rodzinnej miejscowości. - Nigdy więcej tam nie wrócę. Dziś to niestety prowincjonalne miasto, jakich wiele. Nie poznałem własnego domu i szkoły - zdradził Leopold Unger w 2002 roku. - Jedyne miejsce, do którego mogę jeszcze wracać, to grób brata... we Włoszech.
Posłuchaj felietonów i fragmentów rozmów z Leopoldem Ungerem w archiwum serwisu "Radia Wolności" >>>
Jak ważny dla Leopolda Ungera był "dzennikarski stres"? Dlaczego cenił kumoterstwo? I jak wspomina pierwsze spotkanie z Jerzym Giedroyciem?
Zapraszamy do wysłuchania całej udycji Ewy Stockiej-Kalinowskiej, w której wykorzystano fragmenty wypowiedzi Leopolda Ungera z 2002 (kiedy to przyjechał do Warszawy z okazji wydania książki "Intruz"), a także fragmenty laudacji Jacka Żakowskiego wygłoszonej z okazji przyznania Leopoldowi Ungerowi nagrody polskiego PEN Clubu (2009)
Audycja Ewy Stockiej-Kalinowskiej.