W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.
- Red Hot Chili Peppers - "Blood Sugar Sex Magik" 1991 Warner Bros.
- Johnny Cash - "American Recordings" - 1994 American Rec.
174:01 2021_09_19 22_00_35_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 Red Hot Chili Peppers "Blood Sugar Sex Magik", Johnny Cash "American Recordings" (Wieczór płytowy/Dwójka)
Komentarze słuchaczy:
Blood Sugar Sex Magik zostało wydane, kiedy byłem jeszcze w liceum i co prawda mało kto posiadał wówczas płyty kompaktowe ale powszechne przegrywalnie pozwoliły na dostęp do tego albumu. To była jedna z tych kaset, które zdzierałem,słuchając na okrągło słuchając za każdym razem, kiedy potrzebowałem doładowania energetycznego i wyrzucenia z siebie emocji, co przecież częste jest w wieku dojrzewania. Pamiętam też, że były to złote czasy MTV i niesamowitych videoklipów. Może Under The Bridge nie fascynował nowatorstwem wizualnym (wystarczała jego muzyczna, balladowa przebojowość) ale już Give It Away robiło duże wrażenie plastyką, charakteryzacją muzyków i nieposkromionymi dźwiękami. (…)
A tym czasem Red Hot po wydaniu Blood Sugar rusza w trasę, podczas której opuszcza grupę John Frusciante pozbawiając zespół swego wyjątkowego brzmienia i muzycznego zmysłu. Szczęśliwie wraca na płycie Californication ale to już inna historia.
Ari
Jak wiadomo, Johny Cash wraż z płytami z serii American Recordings zyskał jak gdyby drugie życie i zyskał nowe rzesze fanów, z zupełnie innych pokoleń i obszarów muzycznych - i ja jestem tego dobitnym przykładem.
W młodości ani w głowie było mi country, choć pamiętam transmisje z występu Johny Casha i jego rodziny na festiwalu w Sopocie, jeszcze za komuny. Na mnie - bywalcu Jazz Jamboree - nie zrobił on żadnego wrażenia. Ot - takie tam kowbojskie granie z Mrągowa, jedynie głos Johnego… hoho… Potem nastąpiły dwa momenty „nawrócenia”. Pierwszy to ostatni utwór na albumie U2 Zooropa - piosenka „Wanderer”, bardzo intrygujące zderzenie stylowego głosu Casha z futurystyczną produkcja Flooda. A potem kilka lat temu obejrzałem film Quentina Tarantino „Jackie Brown” a w nim scenę z pamiętnym utworem „Tenesse Stud”. W poszukiwaniu tego utworu dotarłem do płyty „American Recordings” i że tak powiem - przejrzałem na oczy. Prosta, surowa, szczera, prawdziwa opowieść człowieka, który wiele już widział i jeszcze więcej przeżył. Potem polowanie w internecie na kolejne wydawnictwa w tej serii i wielki, wielki zachwyt.
Ale co najciekawsze - Jahny Cash najbardziej zdumiewa i zachwyca mnie wtedy, kiedy bierze się za cudze kompozycje. Niesamowite jest to, że większość tych utworów brzmi tak, jakby to On sam je skomponował. Naprawdę ogromnym zaskoczeniem było dla mnie stwierdzenie, że np „Pocahontas” to dzieło Neila Younga, „I Hung My Head” Stinga. Johny podchodził do kowerów w sposób iście fenomenalny, swoja charyzmą nadając im zupełnie innego wymiaru. Prawdziwym majstersztykiem jest utwór „Hurt” Trenta Reznora, który, poparty bardzo sugestywnym videoklipem zaliczam do najbardziej poruszających momentów w historii muzyki popularnej. Całą seria płyt „American Recordings” to dowód niezaprzeczalnego talentu i kunsztu Johny Casha, dowód odwagi Artysty potrafiącego zmierzyć się z utworami z zupełnie innych obszarów, ale na swoich zasadach, pozostając sobą. Johny zyskał wielki szacunek u nowych generacji słuchaczy, bo szacunek muzyków juz miał. Nieprzypadkowo w nagraniach wspomagali go muzycy U2, Red Hot Chilli Peppers, Toma Petty & Heartbrakers, Nick Cave i wielu wielu innych.
Franciszek
Jeśli mowa o płycie „BSSM” to muszę też wspomnieć o ważnym suplemencie. Chodzi o winylowy maksisingiel „Under The Bridge”.
Oprócz genialnej tytułowej piosenki zawiera trzy znakomite b-sidy. „Search And Destroy”, czyli udany cover grupy The Stooges. „Sikamikanico” to zwariowana namiastka tego, co 10 lat później wyrabiać będzie zespół System Of A Down, natomiast cudowna „Soul To Squeeze” to jedna z najlepszych piosenek jakie mają w całym dorobku. Do dziś jestem zbulwersowany, że nie umieszczono jej na albumie „Blood Sugar Sex Magik”. Płytka (45 rpm) brzmi wspaniale i jest po prostu warta kupienia, choć dziś już do najtańszych nie należy. Właściwie nie jest suplementem, tylko przedłużeniem tej wspaniałej płyty i jednym z najlepszych maksisingli jakie kiedykolwiek trzymałem w rękach. Fajnie gdybyście ją dziś zagrali na deser.
Szymon
Johny Cash od dawna idzie ze mną przez życie. Na pewno jest jedną z postaci, które cenię najbardziej w świecie muzyki i to z wielu powodów.
Johny Cash jakiego poznałam i poznaję nadal - prawdziwa legenda i sam rdzeń kultury Ameryki. Jego głęboki, melodyjny głos. Niesłychane wrażenie robi słuchanie, kiedy Johny Cash po prostu mówił, rozmawiał, udzielał wywiadów. On nawet mówiąc - śpiewał. Gdyby ktoś zadał sobie trud i pod dowolny zestaw zdań wypowiedzianych przez tego Artystę podłożył dźwięki gitary - otrzymałby gotową piosenkę.
ss Benona
Dziś dwie wspaniałe płyty. Obie uwielbiam, a taki Wasz dzisiejszy miks pozwolił mi spojrzeć na te albumy z osobistej strony, co zwłaszcza w przypadku Red Hotów nie jest u mnie normą, bo jako brzdąkacz na basie patrzę ostatnio na ich piosenki bardziej od technicznej strony.
„Blood Sugar Sex Magik” poznawałem „na bieżąco”, jako jedenastolatek. Słuchałem jej na okrągło, naprzemian z „Dirty” Sonic Youth. Ależ to był czas! „Funky Monks” i „Sir Psycho Sexy” to chyba najlepsze kompozycje zespołu. Do dziś łamię sobie palce próbując nieudolnie zagrać je na instrumencie, a w 1991 roku łamałem gałęzie udające gitarę basową, wcielając się we Flea (jesień była dość ciepła, bo słuchałem płyty na podwórku w mojej rodzinnej wsi z dodatkowym akompaniamentem udomowionego drobiu). Teraz, gdy znam teksty tych wcześniej wymienionych utworów, śmieję się do siebie wiedząc, jak obleśne to były historie i tylko nieznajomość języków obcych uratowała mnie - małego człowieczka - od deprawacji :)
Tak na gorąco myśląc, to wydaje mi się, że warstwa tekstowa dziś spotkałaby się ze słuszną krytyką w środowisku, do którego jest mi blisko, czyli tych, którzy walczą o większy szacunek dla kobiet (na kontrzarzut politycznej poprawności mogę odpowiedzieć tylko tak, że każde dzieło kultury, nawet tak ważne, jak „BSSM” ma prawo być oceniane i krytykowane z każdej możliwej strony, a ci, którzy dziś oskarżają krytyczne głosy o cancel culture najlepiej by zrobili, gdyby próbowali bronić krytykowanych dzieł i postaw, a nie płakali nad rzekomą cenzurą). Dziwnie też dziś czuję się jako słuchacz tej płyty Red Hotów, gdy uświadamiam sobie, że w tym samym roku, co premiera albumu, Kalifornia żyła sprawą Rodneya Kinga i jakoś trudno mi o tym nie pamiętać, słuchając dowcipnych, kolorowych melodii znajdujących się na płycie…
Z „American Recordings” mam nieco inne skojarzenia, bo jej zawartość poznałem 7-8 lat po premierze, wiedząc już co nieco o życiu Casha i podziw dla niego jako dla człowieka, którego życie wyrzucało na różne zakręty życia, a on mimo tego nie zachowywał się jak Hiob i walczył. Ta wiedza mocno wpłynęła na mój odbiór jego muzyki, którą do dziś słucham z wielkim nie tyle podziwem, co szacunkiem. Do dziś zdarzają się u mnie takie momenty, że w domu nie leci nic innego oprócz Casha i Woody'ego Guthrie.
Co ciekawe, a co uświadomiłem sobie właśnie teraz, to to, że moje zainteresowanie twórczością Casha zbiegło się z momentem, gdy działalność RHCP zaczęła schodzić z moich muzycznych radarów. W momencie jego śmierci znalem jego dyskografię dość dobrze, a tymczasem znajomość RHCP zakończyła się u mnie wraz z „By The Way”, której to płyty nie oceniam zbyt dobrze.
Tomasz
Jeśli chodzi o pierwszą część serii, której dziś słuchamy to największe wrażenie robi na mnie powalająca pieśń „Down There By The Train” z repertuaru Toma Waitsa. Wiadomo, że jeszcze się taki nie urodził co zaśpiewałby piosenkę Waitsa lepiej niż sam Waits, ale przyznam, że Johnny Cash poradził sobie całkiem przyzwoicie. Ten tekst w jego ustach brzmi naprawdę przejmująco.
Warto wczytać się w te słowa.
Szymon
„Blood Sugar Sex Magik” nie znaczy dla mnie wiele. Lubię i znam oczywiście niektóre piosenki z tego albumu, ale dziś najbardziej cenię chyba opatrzone genialnym klipem „Soul to squeeze”, które było odrzutem z tego albumu i zostało wykorzystane bodaj w filmie o Stożkogłowych. Jestem ciekaw jak dziś odbiorę ten album.
Co innego Cash. To dzięki płytom zrobionym z Rubinem nauczyłem się słuchać country/folku. Dopiero później do mojego panteonu bogów songwraiterstwa przyszli tacy pieśniarze jak Bonnie Prince Billy i Tovnes Van Zandt. Przez lata właśnie te płyty Casha stanowiły dla mnie sposób na pokazywanie znajomym, że country to wcale nie musi być kicz z Mrągowa. Gdy miałem 20-25 lat chyba nie było osoby w moim otoczeniu której bym Cashem nie zaraził dzięki serii American Recordings i bajecznym coverom jakie na niej popełnił. Moim ulubionym kawałkiem z jedynki jest napisany specjalnie dla Casha przez Danziga „13”. Niesamowita ballada o przeklętym przez los człowieku. Tylko cudem, jako depreśnik nazbyt chętnie utożsamiający się z takimi muzycznymi pocztówkami z niedoli nie skończyłem z wytatuowaną 13 na karku. Dziś sięgam rzadko po te albumy, bo jestem w innym miejscu i kręcą mnie muzycznie inne rzeczy, ale wspominam te czasy i te płyty z rozrzewnieniem.
Krzysztof
Po pierwsze to wydaje mi się, że dużo znanych zespołów nagrało swoje najlepsze płyty w 1991 roku, lub blisko tej daty. To taki trochę przeklęty rok dla muzyki pop. Depeche Mode, Red Hot Chili Peppers, Metallica, Nirvana, Rage Against the Machine, REM, U2 i w sumie wiele innych super znanych zespołów, nigdy już nie powtórzyło tych sukcesów. Sukcesów mierzonych skalą wpływu na kulturę masową. Mogli mieć lepsze płyty w przeszłości (tak jak Metallica czy U2) ale to właśnie z tymi z 1991 roku osiągnęli największy sukces. Potem już tylko można odcinać kupony. Nie da się już tego przeskoczyć. Taki pocałunek śmierci od pop kultury. To się też często zbiega z różnymi modami, takimi jak punk czy grunge.
Po drugie mam jeszcze takie osobiste wspomnienie.
Płytę poznałem z pirackiej kasety. Zespołem zainteresowało mnie MTV i klipy tego zespołu. To było w miarę szybko po wydaniu tej płyty. Wiele lat później około 2003-2004 roku wróciłem jeszcze raz do tej muzyki. Na trasie koncertowej z moimi kolegami, gdzieś we Francji oglądaliśmy sobie z kasety VHS dokument o tym jak powstawał ten album. Jak był nagrywany, jaka była atmosfera. Bardzo nam się to podobało, ci goście byli prawdziwym zespołem. I świetnie grali. Mieli luz, groove, moc i finezję.
Bardzo doceniam tę płytę Red Hotów (nawet jeśli nie powiedziałbym o sobie, że jestem ich fanem). Dziś, kiedy jej słucham to cały czas podoba mi się jej brzmienie. Jest optymalne. Ta muzyka ma potężny taneczny power. Wtedy na imprezach, w mieszkaniach, na sylwestrach do tego się tańczyło. Dziś być może jest to trochę przyciężkie do tańca.
Maciek