Dwójka nad Wisłą. Nieznane oblicze królowej polskich rzek [RELACJA]

Ostatnia aktualizacja: 25.09.2021 17:00
- Kiedy po I wojnie światowej zmieniło się podejście do opalania, plaże zaczynały robić na mieszkańcach Warszawy duże wrażenie - opowiada Adrian Sobieszczański, warszawski przewodnik. W ostatniej audycji z cyklu "Dwójka na miejscu. Z biegiem lat, z biegiem rzek" wybraliśmy się nad Wisłę.
Wisła
WisłaFoto: Shutterstock/Lukasz Pawel Szczepanski

Kontynuując opowieść o warszawskich plażach, Adrian Sobieszczański wskazywał, że atrakcją były już nie tylko Otwock, Skolimów czy inne podwarszawskie miejscowości, bo można było wypoczywać w środku miasta na plaży Poniatówce. Warszawiacy w okresie dwudziestolecia międzywojennego szturmowali tę plażę, co widać było również po infrastrukturze i atrakcjach - opowiadał gość "Dwójki na miejscu".

Posłuchaj
118:22 2021_09_25 15_00_03_Dwójka_na_miejscu.mp3 Nieznane oblicze królowej polskich rzek (Dwójka na miejscu)

W ostatniej audycji z cyklu "Dwójka na miejscu. Z biegiem lat, z biegiem rzek" wybraliśmy się nad Wisłę. Wraz z historykiem i przewodnikiem warszawskim Adrianem Sobieszczańskim odwiedziliśmy popularną miejską plażę, leżącą przy prawym brzegu Wisły, czyli tzw. Poniatówkę. Jak opowiadał gość audycji, to miejsce – dziś odwiedzane właściwie przez każdego mieszkańca Warszawy – popularne stało się dopiero 100 lat temu.

- Plaże nie od razu były szturmowane przez mieszkańców Warszawy, co było związane ze światopoglądem - wyjaśnił przewodnik. - Na przełomie XIX i XX wieku uważano, że opalone mogły być robotnice albo wiejskie dziewczyny, ale nie damy z dobrych rodzin.

Jak tłumaczył gość audycji, dopiero w okresie dwudziestolecia międzywojennego nadwiślańskie plaże stały się miejscem, w którym wypadało bywać, a to wpłynęło również na rozwój plażowej infrastruktury. - W okresie przedwojennym stała tutaj drewniana zabudowa pawilonów, które służyły mieszkańcom do przebierania się oraz brania prysznica po kąpieli w rzece. Były też między innymi parkiety do tańca, szkółki pływackie. Jeżeli mówimy o infrastrukturze plażowej, to w porównaniu do czasów współczesnych dużo straciliśmy.

[YouTube Programu 2 Polskiego Radia]

Popularnym hasłem w okresie międzywojennym było "Warszawa frontem do Wisły". Plaże warszawskie oferowały odwiedzającym niezliczoną liczbę atrakcji, jak chociażby przystanie klubowe, które miały za zadanie zachęcić warszawiaków do spędzania czasu nad rzeką. Stefan Starzyński – ówczesny prezydent miasta – planował również budowę nowoczesnych bulwarów, jednak wybuch II wojny światowej pokrzyżował te zamiary.

- Do budowy bulwarów powróciliśmy nie tak dawno. One stanowią niesamowitą, reprezentacyjną część. Plaże były oczkiem w głowie Warszawy i wypadało się tutaj pokazywać, spacerować i odpoczywać. Proszę sobie wyobrazić, że np. plaża Braci Kozłowskich wynajmowała na okres letni specjalny autobus, który dowoził ludzi z placu Trzech Krzyży nad Wisłę - opowiadał przewodnik.

Czytaj też:

Adrian Sobieszczański zwrócił uwagę na różnicę w infrastrukturze Poniatówki sprzed stu lat. Jak wyjaśnił, już wtedy w okolicy jeździły m.in. hałaśliwe tramwaje. - Natomiast kiedy patrzymy na fotografie, to widzimy, że zieleni było mniej niż dzisiaj. Plaże ciągnęły się wzdłuż całego prawego brzegu rzeki, a Warszawa przed wojną nie była wcale takim zielonym miastem. Dzisiaj mamy zdecydowanie więcej zadrzewienia, z czego się cieszymy, bo to jest ostroja dla dzikich zwierząt, które tu żyją.

Jednak Wisła to nie tylko plaże i rozrywka. Wielu ludziom rzeka zapewniała bowiem pracę. Mowa chociażby o osobach, które spławiały rzeką towary, czy też o piaskarzach. - Piaskarze wydobywali z dna wiślanego piach i żwir, wykorzystywany przy budowie. Często po swojej pracy brali worek, szli na Śródmieście, wchodzili na podwórza kamienic i krzyczeli, że przynieśli piasek. Wówczas sprzątaczki, kucharki, służące kupowały go do czyszczenia podłóg. Piach służył też zwierzętom domowym, a także do polerowania monet w warszawskiej mennicy - opowiadał Adrian Sobieszczański.

Na trasie naszej wyprawy znalazł się również Płock, w którym zwiedziliśmy spektakularną wystawę art déco w Muzeum Mazowieckim w Płocku. Jest to jedyna w Polsce wystawa stała, poświęcona temu stylowi.

[YouTube Programu 2 Polskiego Radia]

Spojrzeliśmy też na Wisłę ze Wzgórza Tumskiego, odwiedziliśmy bazylikę katedralną, gdzie znajdują się groby średniowiecznych władców Polski - Władysława Hermana, Bolesława Krzywoustego i kilkunastu książąt mazowieckich. Zajrzeliśmy również do Muzeum Diecezjalnego, w którym znajduje się m.in. relikwiarz hermowy św. Zygmunta z 1370 roku zdobiony piastowskim diademem.

Odwiedziliśmy też Skansen Osadnictwa Nadwiślanego w Wiączeminie Polskim, w którym odwzorowano wioskę Olendrów z największą obecnie w Polsce kolekcją pamiątek po nadwiślańskich osadnikach, w tym meblami - komodami, kredensami, stołami i ławami, często malowanymi we wzory roślinne, a także narzędziami ciesielskimi i sprzętem gospodarskim.

[YouTube Programu 2 Polskiego Radia]

Dwójka odwiedziła też miejsce zachwycające swoim kunsztem architektonicznym – Filtry Warszawskie. Dzięki nim warszawiacy mogą cieszyć się ciepłą wodą, a także cieszyć oko swoim wyglądem. 

[YouTube Programu 2 Polskiego Radia]

Na koniec podsumowaliśmy akcję czyszczenia polskich rzek i ich nadbrzeża, która trwała przez całe wakacje.

***

Tytuł audycji: Dwójka na miejscu

Prowadzili: Jakub Kukla i Jakub Jamrozek

Data emisji: 25.09.2021

Godzina emisji: 15.00

am

Czytaj także

Dwójka nad Łyną. "Dzięki tej rzece istnieje Olsztyn" [ZOBACZ RELACJĘ]

Ostatnia aktualizacja: 11.09.2021 16:53
- W XIV wieku, kiedy budowano pierwsze zabudowania Olsztyna, warunkiem było, żeby koło miasta była rzeka; spełniała funkcje i sanitarne, i transportowe – mówił w Programie 2 Polskiego Radia Marian Jurak, prezes Oddziału Warmińsko-Mazurskiego PTTK.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dwójka nad Sanem [ZOBACZ RELACJĘ]

Ostatnia aktualizacja: 18.09.2021 17:00
- W Sanockim Domu Kultury odbywa się festiwal jazzowy Gwiazdy Jazzu, to bardzo pożyteczna dla miasta inicjatywa, kilka razy miałem okazję wystąpić w ramach tego festiwalu. Sanok to małe miasto, wszędzie jest blisko, szkołę muzyczną miałem zaraz naprzeciwko mieszkania moich rodziców, widziałem ją z okien, tak to się widocznie musiało zacząć – mówił pół żartem pianista jazzowy Dominik Wania, z którym rozmawialiśmy podczas podroży biegiem Sanu.
rozwiń zwiń