"Nie mogę dalej reprezentować władzy odpowiedzialnej za akty brutalności i przemocy. Zwróciłem się do rządu Stanów Zjednoczonych o ochronę i udzielenie azylu politycznego mnie i mojej rodzinie" – takie oświadczenie złożył 22 grudnia 1981 w Departamencie Stanu USA Romuald Spasowski.
Pozornie pewny człowiek
Spasowski pełnił godność ambasadora w Waszyngtonie dwukrotnie. Najpierw w latach 1955-61, później od 1971 roku. Władze PRL nie pozwoliłyby sobie na umieszczeniu "elementu niepewnego" na stanowisku przedstawiciela dyplomatycznego w najważniejszym mieście po drugiej stronie żelaznej kurtyny.
Faktycznie, rejterada Spasowskiego musiała być dla reżimu Jaruzelskiego szokiem. Spasowski przyszedł na świat 20 sierpnia 1921. Jego ojciec, Władysław Spasowski, był zagorzałym filozofem marksistowskim, jego uczniowie byli członkami Polskiej Partii Robotniczej. Wpoił synowi swoje przekonania, a nawet próbował – już po agresji Niemiec na Polskę w 1939 roku – przedostać się do ZSRR. To się jednak nie powiodło. Zagrożony aresztowaniem przez Gestapo Władysław odebrał sobie życie. W liście pożegnalnym do syna zobowiązał go do kontynuowania swojego dzieła.
Po wojnie Romuald Spasowski szybko zaczął wspinać się po szczeblach kariery. Został szefem Polskiej Misji Wojskowej ds. Zbadania Niemieckich Zbrodni Wojennych i brał udział w procesie norymberskim. W 1947 roku zaczęła się jego kariera dyplomatyczna. Był przedstawicielem PRL w Düsseldorfie (wówczas w brytyjskiej strefie okupacyjnej Niemiec), Indiach, Singapurze i Nepalu.
Wpływ Jana Pawła II
W 1980 roku, kiedy od trzech lat ponownie pełnił funkcję ambasadora w Waszyngtonie, spotkał się potajemnie z Janem Pawłem II. Spasowski wskazywał później, że spotkanie z papieżem miało decydujący wpływ na jego dalsze życie. Autorytet ojca-komunisty zastąpił autorytet Ojca Świętego. Spasowski ochrzcił się w 1985 roku.
W 1980 roku jego córka wstąpiła do nowo powstałej "Solidarności". Wkrótce potem władzę przejął gen. Wojciech Jaruzelski.
– Jestem absolutnie przekonany, że Jaruzelski odgrywa w tej tragedii narodu polskiego jak najbardziej negatywną rolę – podkreślał w rozmowie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na antenie Radia Wolna Europa.
Chwila próby
Wprowadzenie stanu wojennego było dla Spasowskiego chwilą próby. Szalę goryczy przeważyły strzały do górników w kopalni "Wujek". Zabijanie ludzi pracy wstrząsnęło oboma obliczami Spasowskiego: ideowego komunisty i kierującego się ku chrześcijaństwu przyszłemu neoficie.
– W Polsce panuje junta wojskowa, która wypowiedziała wojnę polskiemu narodowi, która bezceremonialnie i kierując się rozkazami z zewnątrz działa przeciwko narodowi – mówił w wywiadzie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. – Moim zdaniem plan napaści od wewnątrz był przetrzymywany gdzie indziej, poza Polską, był trzymany w ścisłej tajemnicy.
Reagan niósł mu parasol
Prośbę o azyl przyjął prezydent Ronald Reagan. Przyjął nawet Spasowskiego i jego żonę w Białym Domu, a kiedy były ambasador opuszczał budynek w strugach deszczu, prezydent niósł nad głową państwa Spasowskich parasol. Podczas rozmowy z Reaganem Spasowski popierał koncepcję amerykańskiej pomocy dla Polski, przy czym skłaniał się ku możliwie największej kontroli nad przekazywaniem tej pomocy przez niezależne międzynarodowe organizacje humanitarne.
Władze nie ograniczyły się do wydania zaocznego wyroku śmierci. Spasowski stracił cały majątek. Odebrano mu polskie obywatelstwo. Odzyskał je dopiero w 1993 roku. Do Polski jednak nigdy nie powrócił. Do końca życia utrzymywał się z prowadzenia wykładów. Zmarł w 1995 roku.
Nigdy nie próbował wybielić siebie i swoich działań w czasie pracy dla reżimu PRL. – Zawiniłem dużo wobec narodu polskiego przyłączając się do komunistów, tak święcie uważam – podkreślił w wywiadzie dla Jacka Kalabińskiego, amerykańskiego korespondenta RWE.
bm/mc