Choć na użytek obywateli swej drugiej ojczyzny skrócił rodowe nazwisko, to już kilka taktów muzyki pianisty zdradza jego pochodzenie. Bojan Z, czyli Bojan Zulfikarpašić, urodził się w Belgradzie, ale od końca lat 80. mieszka we Francji.
Jazzman wspominał w "Rozmowach improwizowanych”, że rozpoczął swoją fortepianową edukację w wieku pięciu lat. Szkolił się na klasycznego muzyka, ale coraz bardziej skłaniał się ku graniu jazzu. Tyle, że w byłej Jugosławii nie była to muzyka popularna, co sprawiało, że brakowało dróg rozwoju artystycznego. Pianista w wieku 18 lat zaczął grać w belgradzkim big bandzie radiowym – i to był szczyt możliwości.
- Na tej posadzie dopiero uczyłem się tego, co naprawdę mogę zrobić ze swoim instrumentem. Starsi muzycy przychodzili na próby spóźnieni np. o dwie godziny, patrzyli na mnie pobłażliwie i mówili: "A ty co? Ćwiczysz? To bardzo dobrze”, po czym zabierali swoje puzony i szli jeszcze na kawkę. Szybko się więc przekonałem, że taka atmosfera nie jest odpowiednia dla mojego rozwoju – oceniał muzyk.
Mniej więcej w tym czasie artysta otrzymał stypendium w USA i "ziścił się jego amerykański sen”. Ale "sen” szybko zmienił się w "amerykańską rzeczywistość”, co sprawiło, że muzyk przestał mieć ochotę, by zostać tam na stałe. Jako że znał język francuski, postanowił pojechać do tego kraju i "rzucić się na głęboką wodę”. Tym bardziej, że Paryż cieszył się wtedy dobrą opinią, jeśli chodzi o jazz.
Sprowadzenie fenomenu jego twórczości do mieszanki muzyki bałkańskiej z jazzem byłoby ogromnym uproszczeniem, ale na pewno folk - obok fenomenalnej techniki, nieskrępowanej wyobraźni i szerokich horyzontów - jest jednym z elementów czyniących z Bojana tak oryginalnego pianistę. Artysta opowiadał o swojej nieoczywistej drodze do muzyki tradycyjnej .
- Na początku rzuciłem się w wir muzyki rockowej i gardziłem folkiem. I była to prawdziwa wojna. Negowaliśmy wszystko, co muzyka ludowa niosła ze sobą, wyśmiewaliśmy się z głupich wieśniaków i uważaliśmy folk za przeciwieństwo prawdziwej sztuki, reprezentowanej np. przez Public Image Limited - mówił Bojan Zulfikarpašić.
Stosunek artysty do folku zmienił się, gdy listonosz przyniósł mu powołanie do jugosłowiańskiej armii:
- Wtedy poznałem swój kraj z poziomu zupełnego dna, skala znanych mi wartości rozszerzyła się znacznie. W dół. (…) Żeby przeżyć jakoś ten rok służby wojskowej, grywałem muzykę ludową, co wcześniej wydawało mi się najgorszym z możliwych koszmarów. Ale kiedy już znalazłem się w wojsku, byłem gotów zrobić wszystko, byle tylko uniknąć ganiania po polach z karabinem i zabawy w wojnę - wspominał pianista.
Ta prawdziwa, tragiczna wojna na Bałkanach zastanie Zulfikarpašicia już na emigracji w Paryżu. Ale i tak od koszmarów nie uda mu się uciec.
W dalszej części audycji pianista opowiadał m.in o wpływie wydarzeń lat 90. na sztukę, przyjaźni z Noëlem Akchoté i współpracy z Henrim Texierem.
Rozmawiali Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński
pp/mm