U nas dobiegający osiemdziesiątki Lol Coxhill pozostaje prawie nieznany, jednak w Wielkiej Brytanii uznaje się go powszechnie za mistrza i rewolucjonistę saksofonu sopranowego na miarę Sidneya Becheta, Johna Coltrane'a czy Steve'a Lacy'ego.
Świat usłyszał o nim na początku lat 70., gdy dojrzały już saksofonista związał swoje losy z młodszymi o pokolenie pionierami swobodnej improwizacji: Johnem Stevensem, Derekiem Bailey'em i Evanem Parkerem. Zapytany o wpływ, jaki wywarli na niego legendarni brytyjscy muzycy, odpowiada bez wahania: - Polegał on na tym, że starałem się nie grać tak jak oni...
Coxhill miał już wtedy na koncie dwudziestoletnią karierę muzyczną i status pioniera jazzu nowoczesnego na Wyspach. Grywał, głównie jako sideman lub solo, w undergroundowych klubach i na ulicach Londynu. - To dobry sposób, żeby zarobić parę groszy, gdy nie masz pracy, a przy okazji miło spędzić dzień i spotkać ciekawych ludzi - wspomina artysta.
Aby zajmować się muzyką i brać lekcje saksofonu, młodu Coxhill nie tylko występował na ulicach, lecz także pracował na pełny etat w fabryce. Jego pierwszy instrument był zdezelowanym, niestrojącym saksofonem altowym z komisu, a debiutancka płyta pojawiła się dopiero na początku siódmej dekady. Na "Ear of Beholder" artysta zebrał swoje wszystkie dotychczasowe doświadczenia - słychać tu jazz tradycyjny i nowoczesny, swobodną improwizację i tematy standardów, rockową ekspresję i rytmy rodem ze ska i reaggae.
- Pod tym względem Lol Coxhill jest jedyny w swoim rodzaju - zgadzają się Janusz Jabłoński i Tomasz Gregorczyk, którzy rozmawiali z muzykiem. - Wkładając jego płytę do odtwarzacza, nigdy nie wiesz co usłyszysz: słynny alt, chrapliwy głos, jazz dixielandowy czy nagrania żab. To tak, jakby Louis Armstrong zaczął nagle grać w stylu Milesa Davisa...
- Jako dziecko lubiłem każdy rodzaj muzyki, jaki miałem okazję usłyszeć. I niewiele się pod tym względem zmieniło - wyjaśnia Lol Cauxhill. - Lubię pograć konwencjonalną muzykę, ale, podobnie jak Miles Davis, mam dar całkowitego zapominania o tym, co zrobiłem, i przechodzenia do kolejnego etapu. Gdybym miał wskazać jakiś wspólny mianownik, to byłaby nim improwizacja, która pozawala mi na granie mojej muzyki w pokoju z napisem "Duke Ellington" oraz w pokoju z napisem "swobodna improwizacja". Najbardziej cenię sobie brak jakichkolwiek instrukcji...
Aby posłuchać rozmowy Janusza Jabłońskiego i Tomasza Gregorczyka z Lolem Coxhillem, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Brytyjski free jazz zaczął się na ulicy" w boksie "Posłuchaj" po prawej stronie.