Marcin Wasilewski "Faithful", ECM 2011
Laureaci tegorocznego wyróżnienia za najlepszy zespół akustyczny w plebiscycie Jazz Forum - Marcin Wasilewski i koledzy, oddają w nasze ręce kolejną udaną płytę. "Faithful" to trzeci krążek nagrany dla ECM, czym na trwałe ugruntowują swoją wysoką pozycję na europejskiej, ale i światowej scenie. Doświadczenie nabrane we współpracy z Tomaszem Stańką i spotkania z gigantami muzyki improwizowane, dały chłopakom pewność siebie, ten luz, potrzebny do eksperymentowania, robienia kroku do przodu, bez lęku, że trzeba się będzie chyłkiem wycofać. Szkoda tylko, że niezbyt starają się korzystać z ogromnego zaufania, którym obdarzają ich słuchacze, jak i szef wydawnictwa. Dlatego też "Faithful" nie nazwałbym albumem pod żadnym względem przełomowym. Elegancki, zamyślony styl i popisy pianisty to trochę za mało, żeby wyróżnić się na tle wielu naprawdę świetnych rzeczy wydanych przez ECM w tym roku. Nie zmienia to jednak faktu, że "Faithful" słuchałam z nieukrywaną przyjemnością. (Olga Spasojewska)
Iro Haarla "Vespers", ECM 2011
Harfistka samouk i świetna pianistka – Iro Haarla, nagrała drugi album dla ECM. W jej kwintecie miejsce znalazł legendarny drummer Jon Christensen, który doskonale wie jak tworzyć kojarzone z tym wydawnictwem brzmienie. Jego delikatne, uczuciowe wydobywanie dźwięków z perkusji to czysta maestria. Na „Vespers” ciężko nie docenić wspaniałego uzupełniania się saksofonisty Trygve’a Seima i trębacz Mathiasa Eicka. Budują oni bardzo melodyjne i łapiące za serce tematy, mocno związane z ich rodzinnymi fińsko-norweskimi stronami. Żadnych gwałtownych przyspieszeń, czy zmian natężenia brzmienia, spójna, sentymentalna podróż w rodzinne strony. Do tej pory Haarlę kojarzyłam ze współpracy z bliskim znajomym Tomasza Stańki, jednym z najlepszych europejskich perkusistów, Edwardem Vesalą, dziś patrzę już na nią jako na suwerennego gracza. (Olga Spasojewska)
Mathias Eick "Skala", ECM 2011
Ale niespodzianka! Szkoda, że aż tak nie przyjemna. Przyznam się, że dawno nie słyszałem tak słabego nagrania wydanego przez tę niemiecką wytwórnię. Nie wiem jak Manfred Eicher mógł dopuścić do tego, by na krążku znajdowała się informacja, że „Skala” pochodzi z jego firmy. Albo ktoś mu zrobił niezłego psikusa, albo na moment stracił całkowicie swój wyrafinowany gust. Mathias Eick potrafi grać na trąbce, lubi sentymentalne, długie dźwięki, dobrze czuje się w rodzimym, skandynawskim klimacie. Niestety, zachciało mu się nagrać krążek smothowy, banalny, przeraźliwie nudny i przewidywalny. Po prostu pop, opakowany w płaskie, cukierkowate brzmienie. Dla nastolatek do poduszki, album ten pasuje jak najbardziej, ale panie Eick – szczerze pytam, z czym do ludzi? (Mieczysław Burski)
Ketil Bjornstad "Night Song", ECM 2011
Całkowicie dałam się uwieść klimatowi wytworzonemu na najnowszym krążku Bjornstada. Świetny pianista, popularny pisarz, tłumaczony na wiele języków, wraz z poruszającym się pomiędzy klasyką a jazzem i popem wiolonczelistą Svante Henryson, stworzyli niesamowity duet. W ich kompozycjach słychać reminiscencje twórczości na wiolonczelę i fortepian kompozytorów epoki romantyzmu Schumanna i Brahmsa. Na „Night Song” usłyszymy muzykę o wiele bardziej wyciszoną i ascetyczną. Lekką, zwiewną, smutną, choć nie rozpaczliwą i absolutnie nie jazzową. Doskonałe stopniowanie dramaturgii, choć bez gwałtownego zmieniania emocji. (Olga Spasojewska)
Paolo Fresu "Mistico Mediterraneo", ECM 2011
Patrząc po wykonawcach wydawało mi się, że czeka mnie kolejna płyta, na której Paolo Fresu będzie rządził i dzielił. Gdzie tam, zarówno ten świetny włoski trębacz, jak i bandeonista Daniele di Bonaventura stanowią tylko „chórek” dla znakomitego zespołu wokalnego z Korsyki – A Filetta. Śpiewane przez nich kompozycje, w większości a capella, od czasu do czasu uzupełniane przez dwóch wyżej wymienionych muzyków, pozostawiają słuchacza w pełnym oczarowaniu. "Mistico Mediterraneo" to po prostu podróż przez wieki, czerpanie z tradycji regionu śródziemnomorskiego pełnymi garściami. Wykorzystanie tradycji zarówno sakralnej, jak i ludowej, w połączeniu ze świetnym feelingiem improwizatorów pozwoliło zaprezentować muzykom całe spektrum możliwości. Gdzieś to wszystko zaplecione jest w etno, w ludyczności, w muzyce dawnej i renesansowej z bardzo skromnymi domieszkami jazzowej tradycji. (Mieczysław Burski)
Julia Hülsmann "Imprint", ECM 2011
Gra Julii Hülsmann nie specjalnie przypada mi do gustu. Nie należę do grona jej fanów pomimo że wielu krytyków piało z zachwytu po jej debiutanckim „The End Of Summer” z 2008. Razi mnie jej zbyt jednostajne tempo, momentami nużące na tyle, że człowiek instynktownie przełącza na kolejny utwór. Największym jednak minusem tej utalentowanej skąd inąd pianistki jest epigonizm. Słuchając jej „Imprint” wydaje mi się, że taką muzykę przyszło mi już nie jeden raz doświadczać. Jej kompozycje nie rażą, trio gra poprawnie, ale na tyle stabilnie i zrutynizowanie, że kolejne melodyjki nie wystarczą, by przykuć mojej uwagi na dłużej. Muzykę Julii Hülsmann zaliczam do kategorii „nienarzucające się tło”, są to dźwięki, które na pewno nas nie rozproszą dajmy na to, przy zmywaniu naczyń. (Mieczysław Burski)
Colin Vallon Trio "Rruga", ECM 2011
Przedstawiam państwu kolejnego pianistę z kraju Helwetów, którego, obok Nik'a Bartscha, upatrzył sobie szef ECM. Trzydziestoletni Colin Vallon znany ze współpracy choćby z Kennym Wheelerem, pozostawał dla mnie do tej pory anonimem. Dwójka jego rodaków także. I chociaż w wydawnictwie Manfreda Eichera można znaleźć sporo krążków granych w klasycznym trio, to „Rruga” może się podobać. Ba, zasługuje nawet na oznaczenie etykietką „produkt najwyższej jakości”. Inspirowani muzyką wokalna z całej Europy, w szczególności jednak z Bałkanów i Kaukazu, muzycy nie nagrali bynajmniej krążka z etno-jazzem. Umiejętnie potrafią jednak przenosić ludowe melodie na język jazzu, bawić się barwami, nadawać dźwiękom odcienie i mocno oddziaływać na wyobraźnię. Bardzo udany debiut. (Mieczysław Burski)
Cyminology "Saburi", ECM 2011
Nie można krążka wokalistki Cymin Samawatie oceniać bez uwzględnienia świetnego zespołu, który jej towarzyszy. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pianista Benedict Jahnel, którego gra, także na firmowanych jego nazwiskiem płytach, jest bardzo pociągająca. Niemiecka artystka o irańskich korzeniach tworzy na „Saburi” intrygujący klimat etno-jazzu, który mocno oddziałuje na naszą wyobraźnię. Nie idzie jednak na łatwiznę i nie śpiewa przeniesionych w XXI wiek folkowych piosenek, mając za sobą zespół jazzowych muzyków. Dobrym pomysłem było połączenie kompozycyjnych sił wokalistki z partnerami z zespołu, słychać zresztą, że nie zostali oni wynajęci jedynie do roli akompaniatorów. Wszystkie teksty wyszły jednak spod pióra Cymin i chociaż zastrzega się, że nie są to utwory polityczne, to czy da się pisać o sytuacji we współczesnym Iranie, bez odwołania się do tamtejszej, nieciekawej politycznie rzeczywistości? Dla apolitycznych pozostaje jednak hołd złożony Normie Winstone, której twórczość podobnie jak Cymin, wprost uwielbiam. (Olga Spasojewska)