Reportaże te pisałem dla różnych redakcji. Nie ingerowała też cenzura, no raz jeden. Były to pierwsze lata po Październiku, więc jakoś swobodniej. Dopiero przy wydaniu pierwszego zbioru telefon do wydawnictwa w sprawie tytułu: Metafizyka uboju?! Dlaczego uboju? Kogo autor miał na myśli? Jednak w środku puszczono tytuł. Nie przeszedł tylko na okładce. Teraz oddaję Czytelnikowi do rąk ten dokument z lat PRL-u pod budzącym niegdyś niepokój tytułem. (ze wstępu Autora)
Autor tych opowieści to człowiek o bogatym życiorysie: w czasie wojny był członkiem Szarych Szeregów, walczył w Powstaniu Warszawskim, był więziony w Oświęcimiu oraz w Dachau. Po wojnie, oskarżony o rzekomą konspirację, trafił do więzienia, gdzie przebywał aż dziewięć lat (1947-1956). Po wyjściu na wolność rozpoczął pracę jako dziennikarz, w niedługim czasie dał się poznać jako interesujący prozaik, dramatopisarz, reportażysta, autor słuchowisk radiowych i adaptacji teatralnych (w latach 1960-1966 był reporterem i redaktorem w Redakcji Słuchowisk Teatru Polskiego Radia).
Zebrane w tomie "Metafizyka uboju" reportaże powstały w 2. poł. lat 60. – Janusz Krasiński jeździł po kraju, opisując oglądaną rzeczywistość ówczesnej Polski. Tematyka tych tekstów: praca i życie codzienne zwykłych ludzi, zbliża je – zauważył w Dwójce Tomasz Burek – do panującej w latach 50. literatury socrealistycznej. Jednak świat widziany przez twórców socrealizmu był tendencyjny, a przez to zakłamany. – Krasiński korzysta w pewnym sensie z tej konwencji, ale jest autentyczny, a przy tym: zakorzenia swoje pisanie w tradycji literackiej – mówił krytyk, wskazując choćby na obecną, jego zdaniem, aluzję do jednego ze słynnych wierszy Grochowiaka.
– Janusz Krasiński przeprowadza nas przez huty, kopalnie rzeźnie, transporty bydła. Pokazuje nam coś, w czym żyliśmy: zmarnowane szanse ludzi, którzy chcieli coś zrobić, straszliwą prowizorkę, łataninę, bylejakość, znój, który się nie opłaca. PRL szary i przerażającym beznadzieją – opowiadała o książce Iwona Smolka, podkreślając szczególną, przejmującą obecność swoistej empatii, współczucia, jakie ujawniają się (gdzieś podskórnie, nie bezpośrednio), w spojrzeniu reportażysty. Bo nie ma w tych reportażach miejsca na osobiste doznania autora, prawie nie występuje reporterskie "ja". Czytelnik od razu, bez zbędnego wprowadzania, znajduje się w kręgu opisywanych zdarzeń i ludzi. To właśnie pozwala mu spojrzeć na opisywaną rzeczywistość nie po dziennikarsku, ale od wewnątrz, jakby od dawna pracował i żył razem z nimi.
Warto jeszcze dodać, że w reportażach tych jest coś z pogranicza opowiadań. Opowiadań o rzeczach niezmyślonych, zwykłych, a jednak dramatycznych. Lapidarność tej prozy, którą miejscami można uznać za poetycką oraz precyzja w określaniu zjawisk, podnosi reportaże Krasińskiego do rangi utworów literackich.
O książce Janusza Krasińskiego rozmawiali Iwona Smolka oraz Tomasz Burek i Piotr Matywiecki. Zapraszamy do wysłuchania dyskusji.