Dwóch gigantów literatury polskiej XX wieku - jeden uhonorowany Noblem i drugi, dziś niestety jakby nieco zapomniany (choć przypominany ostatnio jako autor fascynujących dzienników). Dwa jakże różne życiorysy, dwa różne, bogate dzieła. Miłosz i Iwaszkiewicz wydają się być w powszechnej świadomości postaciami odrębnymi, trochę niepasującymi do siebie (lewicujący emigrant o religijnych inklinacjach i, jak głosi krzywdzący stereotyp, pierwszy literat PRL-u). Jednak jeśli nawet w tę opozycję ktoś wierzył, po lekturze nowo wydanej książki "Czesław Miłosz. Jarosław Iwaszkiewicz. Portret podwójny" z pewnością zmieni zdanie.
Pierwsza miłość
Na początku było gwałtowne, przynależne nastoletnim emocjom, zauroczenie. 19-letni Miłosz, obiecujący, choć mało znany poeta wileński, postanawia napisać list do jednego z warszawskich Skamandrytów, którego tomikiem wierszy ("Dionizje") się zachwycił. "Szanowny Panie! Uwielbiam Pana..." wyznaje Iwaszkiewiczowi, prosząc go o ocenę swych własnych prób poetyckich. "Pan jest dla mnie najdroższym przyjacielem i mistrzem. Zdanie Pana będę uważał za rozstrzygające o tym, czy mam nadal traktować poważnie swoją pracę literacką" – napisze późniejszy Noblista. Na szczęście dla polskiej literatury Iwaszkiewicz wydał sąd przychylny, co więcej: dość szybko rozpoznał w młodszym o 16 lat poecie wielki talent.
Listy młodego Miłosza do Iwaszkiewicza zwracają uwagę swoją otwartością - wilnianin zwierza się ze swoich, częstokroć sprzecznych, zawsze intensywnych, emocji, opisuje udręki twórcze i te życiowe (z problemami finansowymi i erotycznymi włącznie). Wyłania się z tych pełnych ekspresji epistoł autoportret szczególny, wiele odsłaniający. Miłosz nie zapomina przy tym podkreślać, jak ważny jest dla niego warszawski adresat, jak bardzo bliski. "Nie wiem naprawdę, jak Panu powiedzieć o swojej wdzięczności i miłości dla Pana", "Gdybym mógł, to napisałbym o Panu książkę i zatytułowałbym ją J’adore", "Myślę o Tobie i wyobrażam Ciebie w biurze, w domu, na ulicy, w kolejce".
Po wielu latach Miłosz przyzna, że młodzieńcze emocje są bardzo trwałe. "Dzisiaj, jeżeli zobaczę szarą okładkę pierwszego wydania - pisał, wspominając "Dionizje" - czuję dreszcz. Pierwsza miłość".
Prowincjusz w Warszawie
Iwaszkiewicz szybko odpowiedział młodemu poecie na jego pełen uwielbienia list: zaprosił Miłosza na Stawisko, potem do Warszawy. Z pewnością pomógł literatowi z prowincji wejść w środowisko stołecznych twórców. Choć w listach z lat 30. tego nie widać, wilnianin nie czuł się komfortowo w sytuacji prowincjusza wprowadzanego przez starszego mentora na stołeczne salony literackie. Z drugiej strony jednak przecież korzystał z jego pomocy, także tej finansowej.
Problematyzowało tę sytuację jeszcze jedno. W przedwojennej Warszawie krążyło złośliwe powiedzenie, że do polskiej literatury można wejść... albo przez łóżko Nałkowskiej albo Iwaszkiewicza. "Mnie szczególnie poniżało, kiedy kawiarnia 'Ziemiańska' uważała mnie za chłopczyka Iwaszkiewicza" - będzie wspominał sędziwy już Miłosz.
Kiedy ukazał się pierwszy tom "Dzienników" Iwaszkiewicza, pewnego rodzaju skandal obyczajowy wywołało enigmatyczne wspomnienie autora, sugerujące niedwuznaczną relację między poetami. Nie rozwijając tej – nie najważniejszej w końcu – kwestii (choć nie omija jej Andrzej Franaszek w swoim miłoszowym opus magnum), należy jedynie podkreślić, że stosunki między Skamandrytą a Żagarystą szybko ewoluowały w stronę literackiego partnerstwa.
"Z Tobą, złotko, nie mogę się przywitać"
Podczas okupacji, kiedy Iwaszkiewicz mieszkał na Stawisku, Miłosz razem ze swoją przyszłą żoną, Janką, byli tam częstymi gośćmi. "Stawisko w czasie wojny było taką oazą, gdzie się zbierali literaci warszawscy; gdzie można było siąść do stołu i przez chwilę mieć wrażenie, że właściwie istnieje jakaś ciągłość, że przecież to nie jest tylko groza okupacyjna" – wspominał Miłosz.
W latach 1947-50 autor "Trzech zim" zdecydował się na pracę w dyplomacji komunistycznej Polski, najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem we Francji. Iwaszkiewicz tymczasem zaczął redagować pisma literackie, zaangażował się w rozmaite oficjalne przedsięwzięcia. Obaj mieli świadomość, że nie mieszczą się w ramach narzucanych przez socrealizm, obaj starali się prowadzić z komunistycznymi władzami swoistą, opartą jednak na różnych strategiach, grę. "Mój list zniszcz" - napisze w listopadzie 1948 r. Miłosz.
Przyjaźń została zerwana, gdy autor "Ocalenia" wybrał emigrację. Iwaszkiewicz tę decyzję potępia (choć nie w takim stylu jak zrobili to Słonimski czy Gałczyński), korespondencja w tym okresie niemal zamiera. W czerwcu 1955 r., gdy poeci przypadkowo natknęli się na siebie podczas festiwalu teatralnego w Paryżu, Iwaszkiewicz ostentacyjnie ominął Miłosza rzucając mu tylko w przejściu słowa: "Z Tobą, złotko, nie mogę się przywitać". Choć Miłosz rozumiał, że Iwaszkiewicz obawiał się otaczających go donosicieli, długo zachował urazę do dawnego przyjaciela. Podczas kolejnego spotkania, cztery lata później, kiedy Iwaszkiewicz przywiózł Miłoszowi zostawione na przechowanie w Stawisku jego rękopisy, autor "Zniewolonego umysłu" potraktował go bardzo chłodno.
"Bardzo Cię kochałem jako przyjaciela"
Zrodzony w latach 50. dystans w jakiejś mierze pozostał już do końca ich znajomości. Nie znaczy to jednak, że nie było prób powrotów do dawnej bliskości. "Bardzo mi czasami tęskno do rozmowy z Tobą, nawet gdybyś się tak stawiał, jak ostatnio w Paryżu" – pisał na początku lat 60. Iwaszkiewicz do Miłosza. "Ja wiem, że jestem o wiele mniej inteligentny i utalentowany od Ciebie, ale właśnie dlatego zawsze tak lubiłem z Tobą rozmawiać, bo to mnie wzbogacało. Odeszliśmy już tak daleko od siebie, że może nawet nigdy nie będziemy się mogli porozumieć. Ale bardzo Cię kochałem jako przyjaciela".
W latach 70. wymienią jeszcze kilka serdecznych listów. "Uroda Twoich wierszy, które mnie, jako młodzieńca, oczarowały, nie zestarzała się" - pisał poeta z Berkeley. Na dziesięć dni przed śmiercią Iwaszkiewicza Miłosz przesłał do niego urodzinowy telegram: "Birthday greetings love".
Portret podwójny
Nowością wydanego przez Zeszyty Literackie tomu korespondencji są niepublikowane dotąd listy młodego Miłosza do Iwaszkiewicza (przedwojenne listy Iwaszkiewicza do wileńskiego poety nie zachowały się). W książce uzupełniono je o korespondencję obu pisarzy z lat 1945-1951, znane już czytelnikom tomu "Zaraz po wojnie", a także o listy późniejsze, wydobyte z archiwów pisarzy.
Książka "Jarosław Iwaszkiewicz, Czesław Miłosz. Portret podwójny" zawiera również, obok listów, teksty portretowanych – wiersze, zapiski intymne, wywiady, publikacje prasowe, listy do osób trzecich – które ilustrują wzajemne relacje poetów (wynika z takiego połączenia częstokroć bardzo ciekawa konfrontacja). – Ta korespondencja to swoista powieść, to są relacje całożyciowe dwóch olbrzymów polskiej literatury – mówiła w Dwójce Barbara Toruńczyk, opowiadając o pracy nad tą niezwykłą książką.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy, jaką z Barbarą Toruńczyk przeprowadziła, przy okazji wydania listów Miłosza do Konstantego Jeleńskiego, Joanna Szwedowska.
Przypomnijmy również, że w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku odbył się na przełomie września i października, pod patronatem Dwójki, XII Festiwal Literacko-Muzyczne Konfrontacje "Miłosz – Iwaszkiewicz". Tematem jednego ze spotkań była właśnie korespondencja dwóch wielkich polskich poetów.
***
Tekst na podstawie: "Jarosław Iwaszkiewicz, Czesław Miłosz. Portret podwójny", redakcja Barbara Toruńczyk, opracowanie i przypisy Robert Papieski, Zeszyty Literackie, Warszawa 2011; Andrzej Franaszek "Miłosz. Biografia", wyd. Znak, Kraków 2011; PAP.
(jp)