W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.
Tym razem były to:
- Lech Janerka – "Historia podwodna" 1987
- Maanam – "Nocny patrol" 1984
175:17 2021_07_18 22_00_38_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 Lech Janerka "Historia podwodna", Maanam "Nocny patrol" (Wieczór płytowy/Dwójka)
Komentarze od słuchaczy:
Jedne z kilku najlepszych płyt w całej polskiej fonografii! Świetne połączenie.
Agata
Słuchając po latach "Historii podwodnej" wspominam tamte czasy: depresyjne, szare i frustrujące, z chwilowymi momentami humorystycznymi. I dokładnie taka jest ta płyta, pełna brudnych brzmień, czasem wręcz monochromatyczna, pełna złości, z bardzo smutnymi tekstami, ale i z chwilowymi iskierkami przewrotnego poczucia humoru ("Konstytucje"!). Po latach słyszę też nieco tropów z zachodu, np. "Tea in the Sahara" Stinga w złowieszczym "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek". Ale przede wszystkim zadałam sobie pytanie: CZY WTEDY KTOKOLWIEK NA ŚWIECIE nagrał taką muzykę z wiolonczelą? Na dodatek z wiolonczelą będącą często fundamentem kompozycji, budującą jej koloryt ("Historia podwodna"). I póki co wyda mi się, że tutaj Lech Janerka wyprzedził na pewno wszystkich w Polsce, a może i na świecie? Pamiętam też wiolonczelę stosowaną w grupie Therapy, ale to było dekadę później… ot, zagadka…
Arleta
No to nam Szanowni Panowie Redaktorzy zafundowali podróż wehikułem czasu... Wielu słuchaczy już tam było i słuchało tych dźwięków w ich premierowej emisji. Ech krzyczało się w Jarocinie "Chcemy Lecha, nie Wojciecha" bo po Janerce występował Waglewski a ten pierwszy tak rozgrzał publiczność, że nie chciała go puścić ze sceny... Znaczyło to oczywiście także zupełnie co innego i było dla wszystkich jasne o jakie życzenie chodzi.
Piotr
Dziś w Wieczorze Płytowym absolutny kanon polskiej muzyki. Nie lat 80., ale właśnie polskiej muzyki w ogóle. Obie płyty wypełnione rewelacyjnymi piosenkami, bez słabszych fragmentów.
Jeśli o Janerkę chodzi, to jest w pierwszej piątce moich ulubionych polskich autorów tekstów. Cieszę się, że jest od czasu do czasu przypominany w audycjach radiowych. Oczywiście z reguły przypominana jest albo płyta "Klaus Mitffoch", albo "Historia podwodna". To bez dwóch zdań kanon polskiego rocka. Gdybym to ja miał dostęp do anteny radiowej puszczałbym całą dyskografię Pana Lecha, bo to nasze dobro narodowe.
Co do "Nocnego patrolu" to wg mnie jest to najlepsza płyta Maanamu. Debiutancka oraz "O!" też są znakomite, ale ciarki pojawiają się u mnie najczęściej przy utworach z Patrolu. "Jestem kobietą" to jeden z najsmutniejszych i jednocześnie najbardziej przepełnionych nadzieją tekstów jakie znam. Cała ta płyta trzyma za gardło, chwilę oddechu łapiemy tylko podczas instrumentalnego przerywnika "Polskie ulice". A już cała druga strona - od "Eksplozji" aż po "Miłość jest jak opium" to miazga absolutna. Wokale jakie Kora zaprezentowała w piosenkach "Zdrada" i "Krakowski spleen" to jest coś niebywałego i nie do powtórzenia!
Szymon
Lech Janerka to niesamowita gra słów, wspaniała poezja języka polskiego, to samo Kora. Wielkie, wielkie. Do tego muzyka, świetna, nowa fala, dawali radę!
Wojt
Jeśli chodzi o Lecha Janerkę, to chciałbym zwrócić uwagę na jego mistrzostwo w operowaniu słowem i bardzo indywidualny styl liryczny. Już w czasach Klaus Mitffoch zadziwiał rozwiązaniami takimi jak dopasowanie refrenu pod puls/rytm utworu np. fraza "Ewo, rewo i ja" albo genialnym stwierdzeniem "Głowa łączy niebo z szyją" czy tłumaczącym wiele spraw prostym i celnym "Głowa czasem lubi być niczyją i dlatego właśnie jest jak jest". Takie pomieszanie publicystyki, wymyślonych słówek i absolutnie błyskotliwej myśli i poezji
DJ Stachu
Dla mnie Lech Janerka to spokój w głosie, który emanuje na słuchacza, bardzo charakterystyczna nuta w tym głosie pobrzmiewająca i poruszanie ważnych spraw, ale z mrugnięciem okiem.
Paulina
Postać pana Janerki z jego nieco wyważoną "skromnością" i pełną niezależności kontestacją zachwyca mnie prawie tak bardzo, jak jego muzyka i poezja.
Kora jest natomiast pierwszą rockową gwiazdą dużego formatu którą usłyszałem na żywo. Znalazłem się na koncercie zupełnie przypadkiem, i muszę przyznać, że za jej życia nie rozumiałem jej muzyki. Dotarła ona do mnie dopiero niedawno, czego nieco żałuję.
Szymon
Któregoś lata w liceum, a było to jakieś 16-18 lat temu, usłyszałem "Jezu jak się cieszę" i poszedłem następnego dnia do handlarzy płytami winylowymi i rozpytywałem o Janerkę. Wróciłem z Klausami i Historią, którą potem przez lata zajechałem, znam na pamięć. Siedziałem wieczorem i do pierwszej w nocy przekładałem strony - A B A B A B - i tam mijały mi dwie, trzy godziny. Jest w tej muzyce coś autentycznego, jakiś emocjonalny wentyl, który rezonował ze mną w tamtych czasach młodzieńczego buntu. Pozwalał mi też nabrać dystansu, powietrza w płuca, nieco złagodnieć i wykrzyczeć.
Wojtek
Moja przygoda z Maanamem "na żywo" to koncert w Rivierze Remont na jesieni 1984 r. Cena biletów - 400 złotych. Akurat na tym koncercie Kora większość piosenek wykonywała w języku angielskim, ale specjalnie na życzenie publiczności "Krakowski spleen" wykrzyczała już po polsku. Z tego koncertu zapamiętałam o wiele ostrzejsze brzmienie niż na płytach, prawie punkowe, no i to że wtedy usłyszałam dwa nowe utwory, nieznane jeszcze wtedy z radia: "Kreona" i fantastycznie zaśpiewane "Simple Story". Kora była bardzo żywiołowa, pozostali muzycy raczej statyczni, ale grali naprawdę mocno, drapieżnie.
Lidia
***
Tytuł audycji: Wieczór płytowy
Prowadzili: Piotr Metz i Przemysław Psikuta
Data emisji: 18.07.2021
Godzina emisji: 22.00