Jarosław Szubrycht: przeczuwałem, że Zaucha to fajny facet
Bohaterem audycji był wokalista rhythm-and-bluesowy i jazzowo-popowy, saksofonista altowy i perkusista, a także aktor, artysta kabaretowy i kajakarz - Andrzej Zaucha. 10 października minęła 30. rocznica jego tragicznej śmierci.
118:15 2021_10_23 15_00_19_PR2_Dwie_do_setki.mp3 Andrzej Zaucha. Gwiazdor mimochodem (Dwie do setki/Dwójka)
Andrzej Zaucha był jednym z najciekawszych talentów i najwspanialszych głosów w historii polskiej muzyki. Prywatnie: kochającym mężem i ojcem, świetnym przyjacielem, duszą towarzystwa. Mógł zostać kajakarzem, ale zdecydował się na muzykę. - Sport miał bezpośredni wpływ na to, jakim był wokalistą - opowiadał Jarosław Szubrycht. - Kajaki, które porzucił dla muzyki, sprawiły, że po prostu był lepszym śpiewakiem. Miał świetny warsztat i ten sportowy etos pracy. Zaciętość, zdolność do zapamiętania się w treningu.
- Jest taki mit o tej pracowitości Andrzeja Zauchy, trochę krzywdzący, że to jego śpiewanie było takie z powietrza, zupełnie naturalne. Przychodziło mu to z wielką łatwością, bo on był niebywale utalentowany. Ale ten doskonały warsztat, to była też jego ciężka praca - wspominał gość audycji. - On był zawsze – na scenie i w studiu – doskonale przygotowany, dlatego to brzmiało tak lekko. Czasem gorzej było z uczeniem się tekstów na pamięć, za to opanowanie materiału od strony muzycznej zawsze było doskonałe.
Czytaj też:
Marta Zalewska Orchestra w hołdzie Dżamblom
Biograf Andrzeja Zauchy zauważył, że już jako dziecko przejawiał talent muzyczny. Nic dziwnego, ponieważ cała rodzina ze strony jego matki udzielała się artystycznie. - Ten dom był bardzo muzyczny. Jego wujowie mieli orkiestrę, która we wsi sprawdzała się zarówno w sytuacjach obrzędowych, obsługując przy parafii pogrzeby i śluby, ale także grywała czasem do tańca nad Wisłą. Natomiast gry na perkusji uczył Andrzeja jego ojciec, który grywał w krakowskich zespołach w lokalnych klubach. Andrzej Zaucha był więc skazany na muzykę.
Andrzej Zaucha, początkowo równolegle muzyką, uprawiał kajakarstwo, odnosząc ogromne sukcesy. Miał za sobą dwa udane sezony, podczas których zdobywał wszystkie nagrody w swojej kategorii wiekowej. Nie wiadomo jednak, z jakiej dokładnie przyczyny wybrał muzykę.
- Był świetnym kajakarzem. Miał w ręku wszystkie dyplomy i to był gruby plik, w tym tytuły mistrza Polski. Potem był sezon, kiedy jego wyniki nie były już takie dobre i to właśnie wtedy Andrzej Zaucha zaczął schodzić na ląd. Ciągnęło go do klubu, do muzyki - zaznaczył Jarosław Szubrycht. - Na pewno w tej decyzji równie ważne były względy ekonomiczne, bo amatorskie pływanie na kajakach nie dawało żadnego grosza. Ale nie sądzę, żeby to było kluczowe. Bardziej chyba chodziło po prostu o muzykę i ludzi.
Czytaj też:
"Andrzej Zaucha był symbolem epoki". Opowieść o biografii artysty
Jak zauważył gość audycji, Andrzej Zaucha nie miał osobowości lidera. Sam nie nadawał tonu swojej karierze. On raczej czekał, aż ktoś go znajdzie i doceni, co w czasie PRL-u nie sprzyjało sukcesom na scenie muzycznej.
- Jednak on był scenicznym zwierzęciem. Publiczność jadła mu z ręki, bo był bardzo charyzmatyczny. Z każdą publicznością sobie radził, co było z kolei wynikiem jego podróży do Austrii, Szwajcarii i Niemiec, gdzie grywał popularny repertuar w lokalach gastronomicznych, kurortach i tym podobnych przybytkach. Tam, niezależnie od warunków, stanu zdrowia i ochoty, musiał wychodzić na scenę i sprawiać, by publiczność szalała i uśmiechała się. Jeżeli nie, to angaż szybko wygasał - opowiadał biograf artysty.
Ogromnym wsparciem w jego życiu i muzycznej karierze była żona Elżbieta – jego wielka miłość. - Oni byli parą absolutnie nierozłączną - wspominał Jarosław Szubrycht. - Ona zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż jest osobnikiem szalenie utalentowanym i ambitnym. Jego koledzy mówili, że jej rola była ważna. Znaczącym epizodem była relacja kolegi, który opowiadał, że kiedy chcieli się umówić z Andrzejem na próbę, dzwonili do Elżbiety, bo z nią najszybciej wszystko ustalą, a ona dopilnuje, by Andrzej znalazł się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze.
Czytaj też:
Niespodziewana śmierć żony Elżbiety dużo kosztowała Andrzeja Zauchę. Jak zaznaczył gość audycji, ze wspomnień ich znajomych wynika, że artysta wpadł w głęboką depresję.
- To nie była zwykła żałoba. On zupełnie nie był w stanie funkcjonować Rodzina i przyjaciele pomagali mu znaleźć pracę. Czymś takim był spektakl "Pan Twardowski" w Teatrze STU, skrojony pod Andrzeja Zauchę. Jego przyjaciele z teatru – autorzy tego przedstawienia – doszli do wniosku, że może gdy zaangażują go do pracy wśród ludzi, może gdy znowu zobaczy te światła i usłyszy oklaski publiczności, to wróci do siebie i będzie znowu tym uśmiechniętym, kochającym życie Andrzejem Zauchą. I nie pomylili się - mówił Jarosław Szubrycht.
***
Tytuł audycji: Dwie do setki
Prowadzili: Jakub Kukla i Andrzej Zieliński
Data emisji: 23.10.2021
Godzina emisji: 15.00
am