Zdaniem gościa Czwórki, aktorstwo, wbrew wielu opiniom, nie jest zawodem "misyjnym”. Zresztą Lichocie, podobnie jak innym, zdarzyło się robić rzeczy, z których dziś dumny nie jest. – Czasami bawimy publiczność, czasem gramy po prostu ku jej uciesze, a czasami jesteśmy po to, by przekazać jakąś ważną myśl, przeważnie nie swoją – tłumaczy gość "Ex Magazine" .
Według Lichoty, aktora teatralnego i filmowego, znanego m. in. z filmu "Lincz" Krzysztofa Łukaszewicza, a także m.in. z serialu "Na Wspólnej", aktorstwo to wolny zawód.
– Ale też tylko na tyle, na ile pozwolisz go sobie ograniczyć różnymi umowami – tłumaczy gość Uli Kaczyńskiej. – Bo wolność w tym zawodzie to wolność wyboru. Cenię bardzo to, że mogę nie wiązać się na stałe z żadnym konkretnym miejsce, ani z teatrem, ani z projektem telewizyjnym. Mogę mówić, co chciałbym robić. Czasem zdarza się jednak, że trzeba wziąć rolę, bo trzeba zapłacić rachunki.
Wybierając role Lichota kieruje się wyłącznie przysłowiowym "nosem", czyli intuicją.
– Gdy na początku czytam scenariusz, dowiaduję się, kto będzie to robił, kto jest brany pod uwagę, by w tym projekcie zagrać – opowiada aktor. – Potem wizualizuję sobie, jak to będzie ostatecznie wyglądać, jakie ma szanse powodzenia i – tak naprawdę – jakie są szanse, by w tej ekipie, przy tym scenariuszu, to zepsuć. Bo najlepszy scenariusz można położyć, co niejednokrotnie w kinematografii i w teatrze się zdarzało.
Posłuchaj całej rozmowy z Leszkiem Lichotą, nie tylko o aktorstwie, ale także o... wyjątkowym hobby aktora, klikając w ikonkę dźwięku.
(kd)