Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: Ostatnie dekady to niesamowity wzrost Chin, które wykorzystały globalizację i już od lat pod względem parytetu siły nabywczej są największą gospodarką świata. W ostatnich latach zarysowuje się jednak wyraźny spór o to, czy najlepsze już jest za Chinami, czy jeszcze przed nimi. Jedni wskazują na spowolnienie gospodarcze, coraz mocniej scentralizowaną władzę Xi Jinpinga i powrót do ideologicznej polityki, wskazują wielki kryzys rynku nieruchomości (upadek Evergrande) czy problem starzejącego się społeczeństwa. Z kolei inni wskazują na ciągły postęp technologiczny - rozwój chińskiego AI, 5G, technologii kosmicznych i produkcję aut elektrycznych. Jak obecnie wygląda sytuacja w Chinach?
Marcin Przychodniak: Obecnie sytuacja w samych Chinach nie wygląda tak dobrze jak przed laty, ponieważ świetne wyniki chińskiej gospodarki utraciły swą dynamikę. A to one pozwalały Komunistycznej Partii Chin (KPCh) utrzymywać plan rozbudowy potencjału politycznego, wojskowego i gospodarczego, a generalnie potencjału, który mógłby zrobić z Chin supermocarstwo na skalę światową, supermocarstwo zdolne do konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Utrata dynamiki nie jest jeszcze tak kłopotliwa, ponieważ gospodarki mają to do siebie, że ich rozwój jest zróżnicowany, nieraz wpadają w stagnację, czy nawet recesję, ale potem wracają do lepszych okresów. W przypadku Chin mamy do czynienia z wyczerpaniem się pewnego modelu, który głównie oparty był na szeroko zakrojonych inwestycjach wewnętrznych (w tym np. na rynku nieruchomości) i produkcji. Duża część chińskich produktów była też sprzedawana na rynki światowe, co pozwalało na dynamiczny rozwój gospodarczy. Jednak ze względu na mniej korzystne otoczenie międzynarodowe, problemy strukturalne i pogłębiającą się kontrolę komunistycznej partii nad sektorem gospodarczym, zmiany są znaczące, a dynamika wzrostu spada.
Jest reakcja władz?
Oczywiście Chińczycy próbują reanimować ten model i to nie jest jego koniec, jednak władze zdają sobie sprawę, że ten model nie jest do utrzymania w dłuższej perspektywie. Pekin stara się, żeby motorem rozwoju stały się Chiny same w sobie – rynek wewnętrzny, chińscy konsumenci, których jest nawet około 900 milionów. Władze chcą, żeby oni wzięli na siebie ciężar, zaczęli wydawać w kraju oszczędności, żeby nie trzeba było budować autostrad, którymi nikt nie jeździ, czy domów, w których nikt nie mieszka. Chiny chciałyby uniezależnić swój rozwój gospodarczy od zewnętrznych czynników. To nie do końca działa, bo chińscy konsumenci, zwłaszcza po pandemii COVID-19, nie chcą bądź nie mogą wydawać więcej. Do tego polityka społeczna państwa jest na tyle słabo rozwinięta, że dla większości Chińczyków konsumpcja schodzi na drugi plan, a najpierw należy zadbać o przyszłość, rozwój i edukacje własnych dzieci. Samo państwo im tego nie zapewnia w wystarczającym stopniu.
Z drugiej strony są nowoczesne technologie jako element rozwoju gospodarki i rywalizacji z USA. Chińczycy nie wzięli udziału w rewolucji internetowej i dlatego uważają, że obecna rewolucja przemysłowa 4.0 (jako siła napędowa gospodarki) związana ze sztuczną inteligencją, 5G czy rozwojem sektora danych i produkcji półprzewodników jest dla nich szansą.
W wyniku tych wszystkich wyzwań chińska partia staje przed dylematem, pułapką, którą w zasadzie sama na siebie zastawiła. Chciałaby ożywić gospodarkę i ograniczyć skutki stagnacji, ale nie kosztem utraty kontroli nad sektorem gospodarczym. Dla KPCh kluczowe jest utrzymanie się przy władzy, a nadmierna liberalizacja sektora (zwłaszcza dużych spółek technologicznych, czy deweloperskich) postrzegana jest jako zagrożenie. W obliczu przekonania o zbliżającej się konfrontacji z USA chińska partia nie jest na to gotowa. Z pewnością sytuacja jest trudniejsza, niż była dekadę temu, i same władze chińskie (w tym Xi Jinping) mówią o końcu strategicznej szansy, którą Chińczycy wykorzystywali przez ostatnie kilkadziesiąt lat, zarówno ze względu na problemy gospodarcze, ale i wyzwania polityczne.
PAP/Maciej Zieliński
Od lat, a nawet od ponad dekady, zaostrza się rywalizacja Pekinu z Waszyngtonem. Jak Chiny w 2024 roku podchodzą do tej rywalizacji?
To akurat szczególny rok, ponieważ w USA odbędą się wybory prezydenckie. Co prawda prezydent Biden będzie rządził jeszcze prawie cały ten rok (wybory są w listopadzie), a samo zaprzysiężenie odbędzie już w 2025 roku, ale już sama kampania wyborcza będzie wpływać na sytuację międzynarodową. Chińczycy, mając na uwadze problemy, o których wcześniej rozmawialiśmy, nie chcą zaostrzać rywalizacji z Waszyngtonem. Potrzebują czasu na naprawę gospodarki i znalezienie odpowiednich instrumentów, które na tle innych krajów pozwolą im rozwijać swój militarny i polityczny potencjał. Z tego powodu możemy spodziewać się utrzymania obecnej normalizacji stosunków w ramach rywalizacji.
Cele się nie zmienią, ale zmieni się ich sposób wyrażania. To nie będzie oznaczać ocieplenia, lecz większą stabilizację we wzajemnych stosunkach. Kwestie związane z sytuacją na Tajwanie mogą ulec drobnym zmianom, ale tylko w sposobie narracji, gestów czy deklaracji. Xi Jinping musi przecież potwierdzać (głównie na użytek wewnętrzny) swoje zdecydowanie wobec Tajwanu. Celem Pekinu jest jednak to, aby rywalizacja o hegemonię i eskalacja wobec Tajwanu nie stała się elementem kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Prawdopodobnie zarówno Pekin, jak i Bruksela będą z pewnym niepokojem czekać na wyniki wyborów w USA.
A pojawiają się w Chinach głosy obawy, niepokoju o ewentualny powrót Trumpa do władzy?
Publicznie nie pojawiają się takie głosy, bo Chińczycy oficjalnie nie oceniają kandydatów. W zwycięskiej kampanii wyborczej Trumpa Chiny nie zajmowały określonego stanowiska. Moim zdaniem Chińczycy woleliby Trumpa u władzy, bo uważają, że lepiej "poradziliby sobie" z jego polityką, łatwiej byłoby im "zarządzać" relacjami z USA. Oczywiście retoryka Trumpa za czasów jego prezydentury była ostra w stosunku do Chińczyków. Podniósł on rywalizację gospodarczą z Chinami na dużo wyższy poziom, co pokazały chociażby surowe restrykcje wobec chińskich podmiotów, takich jak Huawei, czy w kwestii 5G, ale dla Chińczyków dużo korzystniejsze było rozmontowanie przez Trumpa obecności sojuszniczej USA na Pacyfiku, jego podejście do politycznych partnerów (w tym współpracy transatlantyckiej) i opuszczenie regionalnych organizacji (w rodzaju Partnerstwa Transpacyficznego).
Dodatkowo, charakter transakcyjny Trumpa odpowiada Chińczykom, bo potrafią oni prezentować mu pewne kwestie w taki sposób, żeby prezydent uznał je za swoje zwycięstwo, które przekuwa na korzyści w sferze politycznej. Zatem robiąc bilans zysków i strat potencjalnej drugiej prezydentury Trumpa, to zyski dla Chińczyków powinny przeważyć szalę, zwłaszcza w kontekście potencjalnych kolejnych lat prezydentury Bidena i jego administracji, która wyraźnie wzmocniła sojusze na Pacyfiku oraz sojusz gospodarczy z Europą.
Istotnym elementem jest też eskalacja sytuacji wokół Tajwanu. Chińczycy chcieliby rozluźnić relacje partnerskie i współpracę między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. A tego właśnie można się spodziewać, analizując dotychczasowe wypowiedzi Donalda Trumpa i biorąc pod uwagę jego politykę z poprzedniej kadencji.
PAP/Maciej Zieliński
Zatem jaką politykę, strategię Pekin prezentuje względem Europy, a zwłaszcza UE?
Chiny pragną powrotu do normalności, do polityki "business as usual", zwłaszcza w obliczu rosyjskiej agresji, która wpłynęła negatywnie na ich wzajemne stosunki. Pekin chciałby zatrzymać (a przynajmniej spowolnić) proces "de-riskingu", czyli zmniejszania zależności unijnych firm od chińskiego rynku i produktów z ChRL. Od wielu miesięcy Unia podejmuje szereg działań mających na celu ochronę własnego rynku i firm przed nieuczciwą konkurencją z Chin. To duże zagrożenia dla gospodarki ChRL, dla której głównym celem jest utrzymanie swojej mocnej pozycji gospodarczej w Unii i konkurencyjności w wielu sektorach. Pekin ofensywnie reaguje własnymi restrykcjami w eksporcie i m.in. wobec europejskich śledztw ws. chińskiej nieuczciwej konkurencji, np. w obszarze samochodów elektrycznych.
Jednakże, Chińczycy starają się zachować pewną elastyczność, unikając zbytniego napięcia w relacjach, bo np. obawiają się skutków ewentualnych sankcji w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę. Próbują podkreślać koncyliacyjne podejście w sferze symbolicznej i politycznej, chociaż nie ma tu żadnej mowy o głębokiej zmianie polityki chińskiej, spełniającej unijne postulaty. Pekin ogranicza obowiązek wizowy dla części obywateli państw unijnych i wykonuje szereg gestów, jak zachęty inwestycyjne czy częściowe otwieranie rynku ChRL dla wybranych firm. Chiny nie chcą bowiem zniechęcać krajów UE, cały czas podkreślając chęć wzmocnienia relacji. To oczywiście nie oznacza zmiany nieuczciwej polityki gospodarczej, nie wspominając nawet o przestrzeganiu praw człowieka.
Wielki sąsiad Chin, czyli Rosja, już od 2 lat toczy dużą wojnę z Ukrainą. Wydaje się, że Moskwa i Pekin to sojusznicy, którzy starają się wykoleić Pax Americana. Ile jest w tym prawdziwego sojuszu, a ile wzajemnej nieufności i rywalizacji? Nie ulega wątpliwości, że dziś Wielkim Bratem w relacjach Rosji z Chinami jest Pekin, a nie Kreml.
To nie jest sojusz, to za duże słowo. Chiny odrzucają myślenie o sojuszach w sensie zobowiązań do wspólnej obrony czy wojskowego współdziałania z innym państwem. To jest partnerstwo, z którego obie strony czerpią korzyści, a zwłaszcza Chiny. Pekin korzysta na relacjach z Rosją, a to właśnie strategiczne korzyści i wspólnota celów są głównymi powodami, dla których wspiera Rosjan i daje im oddech w kwestiach polityczno-gospodarczych.
Elity w Chinach i Rosji podzielają to samo przekonanie - ich nadrzędnym celem strategicznym jest obrona przed Zachodem i konfrontacją z USA. Sami Rosjanie po agresji na Ukrainę nie mają dużego wyboru i muszą dogadywać się z Państwem Środka, a Chińczycy uznali, że wsparcie Kremla to obecnie jedyna możliwa polityczna opcja, do tego korzystna w dłuższej perspektywie, a już zwłaszcza w kontekście rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. Do tego stopniowo - politycznie i gospodarczo - Chińczycy podporządkowują sobie Federację Rosyjską, uzależniając ją od siebie.
PAP/Adam Ziemienowicz
Przez lata wiele mówiło się o chińskiej ekspansji gospodarczej na kontynent afrykański, Amerykę Południową i na Bliski Wschód. Jak na te regiony patrzy ChRL?
Chińczycy patrzą na te regiony głównie pod kątem politycznego partnerstwa. ChRL próbuje kreować się na podmiot, który stoi w opozycji do amerykańskiej hegemonii czy nawet w kontrze do zachodniego sposobu patrzenia na świat. Pekin stara się zaprezentować wobec tych regionów alternatywę dla relacji z UE czy USA. Oczywiście Globalne Południe jest samo w sobie bardzo zróżnicowane i ciężko mówić o jakichś wspólnych mianownikach. Na domiar to nie są konkretne kroki, a głównie chińskie obietnice i specyficzna narracja wykorzystująca również niechęć państw Globalnego Południa wobec Zachodu. Chiny wnoszą ofertę poprzez różne inicjatywy dotyczące bezpieczeństwa i rozwoju oraz pewną wspólnotę w myśleniu na temat świata, tak aby móc pokazać gotowość świata państw rozwijających się do współpracy z Chinami. Chińskie działania na Globalnym Południu pozwalają im pokazywać się światu jako państwo, które ma polityczne narzędzia, aby realnie poprawić sytuację w regionie, na Bliskim Wschodzie czy w Afryce.
Jednak problemy gospodarcze Chin sprawiają, że Pekin patrzy dziś trzykrotnie na każdy yuan wydany i zainwestowany w Azji, Afryce, w Ameryce Południowej czy we Wschodniej i Południowej Europie. Chińskie działania w tych regionach nie są prowadzone już na tak dużą skalę jak przed laty, co widać po inicjatywie Pasa i Szlaku, która dziś jest okrojona i ukierunkowana do wybranych państw. Chińskie projekty, kredyty, pożyczki były od zawsze instrumentami, które miały wzmocnić współpracę państw rozwijających się z Chinami, a jedynie przy okazji (i nie zawsze) służyć rozwojowi danego obszaru.
Na koniec został nam najważniejszy region, bo sąsiedztwo Chin, czyli Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia. Jaką Pekin prowadzi politykę względem swojego regionu, własnych sąsiadów?
Z perspektywy Pekinu to właśnie Azja Wschodnia i Południowo Wschodnia jest najważniejszym regionem, ponieważ jest to ich bliskie sąsiedztwo, absolutnie kluczowe ze strategicznego punktu widzenia. Tu od dawna nie ma zmian, a jest faktyczna dominacja Chin nad państwami regionu, zwłaszcza pod kątem zależności gospodarczych. Państwa te w większości - z wyłączeniem Japonii i Korei Południowej – są uzależnione gospodarczo od Pekinu. Chiny chcą utrzymać, a nawet poszerzyć kontrolę nad Morzem Południowochińskim, wzmocnić nacisk na Filipiny, ale realnym konkurentem w regionie są USA. Nieco inną politykę ChRL prowadzi wobec Japonii, która oczywiście identyfikowana jest jako sojusznik amerykański i stronnik Tajwanu. Z drugiej strony to nadal ważny partner gospodarczy Pekinu.
Jaki zatem los Chiny gotują Tajwanowi, który jest świeżo po wyborach prezydenckich?
Podejście Chin do Tajwanu jest oczywiście zupełnie inne niż do pozostałych państw regionu. Oficjalnie Tajwan to bowiem część ChRL, a przejęcie nad nim pełnej kontroli jest od dawna głównym celem władz w Pekinie określanym fałszywie jako "reunifikacja". Realnie KPCh nie uznaje więc wyborów i odmawia kontaktów z wybranym prezydentem z Demokratycznej Partii Postępowej. Stara się oddziaływać (także hybrydowo) na tajwańską scenę polityczną licząc (choć najpewniej nazbyt optymistycznie) na większe znaczenie środowisk przychylniej nastawionych do rozmów z ChRL. Problem główny nadal jednak pozostaje. Celem Chin jest przejęcie Tajwanu i dla Pekinu to bardziej kwestia czasu i wyboru odpowiednich metod, niż kwestia odstąpienia od tego planu. Ponieważ w tajwańskim społeczeństwie nie ma przyzwolenia na połączenie z kontynentem, to obie aspiracje są politycznie nie do pogodzenia. Jeśli więc ChRL chce plan kontynuować, to pozostają jej jedynie inne, bardziej radykalne rozwiązania.
PAP/Maciej Zieliński
I wybory nic w tej kwestii nie zmieniły.
Tak. Możemy jedynie mówić o subtelnych zmianach politycznych. Nieznacznym elementem służącym deeskalacji mogą być tegoroczne wybory w USA. Nie ulega wątpliwości, że Chińczycy będą stopniowo przesuwać granice eskalacji wobec Tajwanu, a mogą to robić np. poprzez wprowadzenie kolejnych embarg na produkty tajwańskie, przesuwanie granic i zakresu ćwiczeń wojskowych itp. Mają spektrum możliwości, żeby komunikować władzom na Tajwanie swoje niezadowolenie.
Władze ChRL wybiorą w końcu siłowe rozwiązanie czy jednak kropla wydrąży tę skałę i cierpliwość Pekinu się w końcu opłaci?
Rozwiązanie siłowe jest niestety możliwe, ale mało prawdopodobne w średnim okresie czasu. Aspiracje narodowe Tajwańczyków i ich niechęć do chińskich propozycji (w rodzaju "jedno państwo, dwa systemy") są nie do pogodzenia z celami KPCh wobec Tajwanu. ChRL nie może być jednak pewna powodzenia ewentualnej wojskowej operacji, a dopóki nie będzie pewna, to się na nią raczej nie zdecyduje – polityczne koszty niepowodzenia byłyby zbyt wysokie. Siłowe rozwiązanie to więc ostateczność, a zanim się na nie zdecydują, to mają wiele innych możliwości (blokady, embarga, działania hybrydowe), aby zwiększać nacisk na Tajwan (i USA), sygnalizować swoje zdecydowanie i zyskać na czasie, zwiększając potencjał gospodarczy czy wojskowy.
Damian Nejman/PolskieRadio24.pl, kor-wm