Artur Kot: Grenlandia była jedną z największych moich przygód. Planu nigdy nie zrealizowaliśmy

Ostatnia aktualizacja: 04.03.2025 13:00
Grenlandia Wschodnia to jedno z ostatnich miejsc na Ziemi, gdzie człowiek jest tylko gościem. Kilka dni spędził tam Artur Kot, fotograf i podróżnik. - Mieliśmy plan opłynąć największy fiord na świecie, jednak to się nigdy nie udało. Utknęliśmy w najmniejszym mieście Grenlandii - Ittoqqortoormiit - mówi. 
Ittoqqortoormiit to najmniejsze miasto Grenlandii
Ittoqqortoormiit to najmniejsze miasto GrenlandiiFoto: Shutterstock/Adwo

Artur Kot to podróżnik i fotograf, który na własnej skórze doświadczył ekstremalnych warunków Grenlandii Wschodniej. Nie była to jedyna jego przygoda: mieszkał też w sierocińcu dla słoni w Kambodży, przejechał Azory autostopem, uczył angielskiego w Korei. 

Posłuchaj
31:30 PR4_02.03.2025_14.16_Bohaterowie zimy 14.16.04 14.47.35.mp3 O swojej grenlandzkiej przygodzie opowiada Artur Kot (Bohaterowie zimy/Czwórka)

 

- Dużo było tych moich przygód, ale Grenlandia była jedną z najfajniejszych. Mieliśmy wielki plan, ale on się nigdy nie powiódł - mówi gość Jędrzeja Rosiewicza. - Na wyprawę zaprosił mnie polarnik - Krzysztof Michalski. Miałem robić zdjęcia na terenie Grenlandii Wschodniej, gdzie się wybieraliśmy. 

Czytaj także:

Na wschodzie Grenlandii nieprzystępne skały i lód ciągną się tysiącami kilometrów, a na całym wybrzeżu znajdują się zaledwie dwie osady. To przestrzeń, gdzie natura dyktuje warunki, a codzienność wymaga pokory i hartu ducha. - Mieliśmy plan, by zobaczyć największy na świecie fiord. Mieliśmy go opłynąć, obejrzeć lokalne wyspy, zobaczyć ptactwo. To się nigdy nie udało. Nie przypłynął po nas statek - opowiada Artur Kot. 

Podróżnicy dotarli do miasteczka Ittoqqortoormiit, które w tym roku obchodzi stulecie swego istnienia. I tam utknęli. Zamówiony statek, przez panujące warunki klimatyczne, nigdy po nich nie dopłynął. - To trudno dostępny obszar. Łatwiej jest zimą - można dostać się psim zaprzęgiem, quadami. Latem pozostaje helikopter - mówi. - Nazwa miasteczka w tłumaczeniu oznacza "miasto z wielkimi domami", ale te domy są malutkie, ja bym raczej nazwał to miejsce "miasteczkiem kolorowych domów". 

Artur Kot i jego towarzysze musieli sobie poradzić mimo pokrzyżowanych planów. W sklepie, który ma dostawy dwa razy w roku, nie znaleźli zbyt wiele do wykorzystania - był za to brokatowy lakier do włosów. - Kupiliśmy od myśliwych mrożone udo foki i tym się żywiliśmy - wspomina. - Był tam też bar o nazwie "Cafe Grill" - kawa była, ale grill nie działał. 

Zobacz też:

Czwórkowy gość podkreśla, że Grenlandia Wschodnia to region, gdzie liczy się tradycja i prawo, są one też mocno ze sobą związane. - Turystów, którzy tam jednak docierają, prosi się, by nie podchodzili do psów. Jeśli zdarzy się sytuacja, że pies kogoś ugryzie, to musi zostać zabity. Taka jest tradycja i prawo. Właściciele psich zaprzęgów nie mogą sobie pozwolić na jakąkolwiek niesubordynację zwierząt - opowiada. 

Ittoqqortoormiit działa jeden hostel, jeden kościół i jedno muzeum. - Jest tam też areszt i chyba nawet był w nim jeden osadzony, który czekał na przybycie sędziego - opowiada podróżnik. 


***

Tytuł audycji: Bohaterowie zimy

Prowadzi: Jędrzej Rosiewicz

Gość: Artur Kot (podróżnik, fotograf)

Data emisji: 02.03.2025

Godzina emisji: 14.16

pj/kor

Czytaj także

Tromso - brama Arktyki i stolica zorzy polarnej

Ostatnia aktualizacja: 02.03.2025 13:47
Tromso to norweskie miasto 350 kilometrów za kołem podbiegunowym. Nie oznacza to wcale, że jest tam koszmarnie zimo, za to są świetne warunki by poznać arktyczną faunę i florę. 
rozwiń zwiń