Założycielem tej dwuosobowej formacji jest Kamil Durski. Młodzi muzycy poznali się kilka lat temu podczas jednego z konkursów wokalnych. – Potem przez jakiś czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu – wspomina Kasia Golomska. – A jakiś czas później Kamil odezwał się do mnie przez internet z pytaniem, czy nie zaśpiewalibyśmy razem. Ja powiedziałam „no dobra, niech będzie”. Nagraliśmy ten numer na dyktafon, potem w studiu.
I tak powstał "Youth", ich pierwszy wspólny numer. Utwór zawojował sieć, zachwycił dziennikarzy muzycznych i publikę. Niedawno światło dzienne ujrzała więc ich debiutancka płyta zatytułowana "Something to happen", a teraz artyści planują trasę koncertową, którą będą ją promować. – Częściowo wiemy już, jak to będzie wyglądać – opowiada Kamil. – Mamy zabukowanych ok. 10 koncertów sami i do tego 7 albo 8 z innymi muzykami.
Durski przyznaje, że inspiracją Lilly Hates Roses jest "wszelka muzyka akustyczna, eksperymentalna". – Te inspiracje są widoczne na płycie – przyznaje artysta.
Choć na razie Lilly Hates Roses to duet, Kasia i Kamil przyznają, że nie spieszy im się, by poszerzać skład i grać jako trio, bądź kwartet. – Chcemy zachować tę formę – mówi wokalistka. – Choć dopuszczamy do siebie inne osoby, nie "zamykamy się" przed nikim, myślę, że w najbliższym czasie tak pozostanie.
(kd)