Raz Dwa Trzy wprowadziło na Listę Przebojów Programu Trzeciego ponad 30 utworów. Ale na początku lat 90. nic nie zapowiadało tego, że grupa zrobi taką karierę. Wprawdzie dwie dekady temu Zielona Góra żyła muzyką studencką i kabaretami, ale był to obieg zupełnie osobny od radiowego. – Raz Dwa Trzy to było studenckie śpiewanie na gitarach przy ogniskach, które niekoniecznie nadawało się do radia. Dopiero płyta "Cztery" pokazała nowy zespół – mówi w trójkowej audycji "Historia Pewnej Płyty" Marek Niedźwiecki.
Nowy etap kariery Raz Dwa Trzy zbiegł się z rozwojem polskiej branży fonograficznej. Powstały takie firmy jak Izabelin czy Zic Zac. Zajmowały się one wydawaniem polskiego popu i rocka. Innym z nowych graczy była firma Pomaton. Założył ją Tomasz Kopeć.
– Nazwa Pomaton wzięła się od drużyny harcerskiej "Pomarańczarnia", związanej z liceum Batorego, znajdującym się zresztą niedaleko siedziby Trójki na Myśliwieckiej. Jednego dnia przestałem być harcerzem i założyłem Pomaton – opowiada Kopeć.
Okazało się, że mimo iż na polskim rynku pojawiło się kilka nowych firm wydawniczych, nikt nie wpadł na pomysł, żeby zająć się muzyką podobną do tej granej przez Raz Dwa Trzy. Kopeć jeździł po festiwalach piosenki studenckiej i szukał następców najjaśniejszej gwiazdy poezji śpiewanej, Jacka Kaczmarskiego.
– Zorientowałem się, że jestem jedynym wydawcą, który interesuje się tą sceną – wspomina Kopeć. W dość krótkim czasie Pomaton objął swoim zasięgiem właściwie całą poezję śpiewaną i piosenkę autorską.
Kopeć poznał Raz Dwa Trzy na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie. Zespół otrzymał nagrodę publiczności. Oklaskiwał go na stojąco sam Jacek Kaczmarski.
Raz Dwa Trzy byli bardzo zdeterminowani. Na początku swojej działalności zespół kojarzono ze środowiskiem poezji śpiewanej. Pierwsze lata istnienia grupy przetrwali grając po klubach studenckich. By wypłynąć na szersze wody, potrzebne były zmiany.
- Pewne kluby, festiwale w ogóle takich zespołów nie zapraszały. Istniało ryzyko, że jeśli do zespołu przylgnie łatka grupy studenckiej, to zespół nie zaistnieje poza tym zamkniętym obiegiem - mówi Tomasz Kopeć:
Okazało się, że pomysł na sprzedanie zespołu był niezwykle prosty. Należało zachęcić publiczność do tańczenia. A więc zespół musiał zacząć grać mniej statyczne koncerty i po prostu... wstać z krzeseł.
Pierwszy koncert na stojąco zespół zagrał w Jarocinie. - Nogi kompletnie przeszkadzały, nie wiedzieliśmy, co z nimizrobić, w którym kierunku się ruszyć. Nasz perkusista miał z nas ubaw – wspominają muzycy.
Marek Niedźwiecki przyznaje, że koncerty Raz Dwa Trzy pokazywały chemię między muzykami. W zespole zmienił się nie tylko układ sceniczny, ale i sposób myślenia o pisaniu piosenek. Do tej pory nie zawierały one praktycznie refrenów. Jedynym utworem z refrenem był jak do tej pory "Talerzyk". Na koncertach Raz Dwa Trzy publiczność czekała właśnie na tę jedyną piosenkę.
- Bardzo sobie na początku lat 90. wziąłem do serca zdanie Tadeusza Kantora – artysta ma obowiązek robić rzeczy, których nie potrafi – mówi Adam Nowak, lider formacji Raz Dwa Trzy. Płyta„Cztery” została więc skonstruowana zupełnie inaczej. - Nie wymagało to od Adama jakichś karkołomnych zabiegów. Po prostu wziął pod uwagę to, że gra dla publiczności. Teksty od płyty "Cztery" zaczęły być tekstami z refrenami – opowiada Kopeć.
Magia "Wagla"
Producentem płyty został lider formacji Voo Voo, Wojciech Waglewski. Początek lat 90. to moment, w którym polscy muzycy dopiero uświadamiali sobie znaczenie producenta muzycznego. Waglewski miał za sobą produkcję bardzo udanego debiutu Antoniny Krzysztoń. Po raz drugi w tej roli współpracował właśnie z Raz Dwa Trzy. Lider Voo Voo był postacią z zupełnie innego muzycznego świata. W ciągu trzech dni w klubie Riwiera Remont rozłożył zespół na czynniki pierwsze i złożył od nowa. Wiele utworów dzięki Waglewskiemu zyskało zupełnie nowy kształt, np. "W wielkim mieście".
Największym przebojem na "Cztery" okazało się "I tak warto żyć". Utwór spodobał się bardzo Jurkowi Owsiakowi, który użył go do promcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nowak wspomina program Piotra Kaczkowskiego, poświęcony WOŚP: - Zadzwonił jakiś słuchacz, który bardzo chwalił ten utwór. Postanowiłem odezwać się do radia i podziękować. Piotr postanowił wtedy w jakiś eksperymentalny sposób połączyć dwóch panów – pana, który zadzwonił i mnie.
Gdańsk-Pniewy-Grodzisk-Warszawa....
Raz Dwa Trzy zaczęto zapraszać na występy plenerowe. Muzycy szukali więc repertuaru, który byłby bardziej dynamiczny. – Czuliśmy się świetnie w tej przestrzeni klubowo-kawiarnianej. Nagle okazało się, że mamy jechać do jakiejś Warszawy czy do jakiegoś Grodziska czy do Pniew czy Gdańska. Stoją ludzie, kręci się karuzela, trzeba wyjść na scenę i spowodować, żeby ludzie nas zauważyli – opowiada Nowak.
Mimo tłumów na koncertach do pewnego momentu nie grał ich nikt poza "Trójką". Stacje komercyjne bardzo łatwo klasyfikują muzykę i potem ciężko jest zrzucić daną łatkę, tak jak w przypadku Raz Dwa Trzy – łatkę zespołu studenckiego. Ale Nowakowi się to udało. Singiel "I tak warto żyć" bardzo się spodobał i wiele stacji radiowych zasypały prośby słuchaczy o tę piosenkę. Singli z tej płyty było zresztą tyle, że w czasie nagrywania następnego zbioru, albumu "Sufit", zespół wciąż mógł wysyłać kolejne utwory do stacji radiowych.
Płyta sprzedała się w nakładzie grubo powyżej 50 tysięcy egzemplarzy. Zespół grał koncerty w miejscach, do których wcześniej nie miał wstępu, np. na Śląsku. "Cztery" zdefiniowało grupę na wiele lat. Następnym przełomowym momentem dla Raz Dwa Trzy był album "Czy te oczy mogą kłamać?" - koncert z piosenkami Agnieszki Osieckiej z 2002 roku.
Aby wysłuchać reportażu przygotowanego przez Annę Gacek i Tomasza Żądę o płycie "Cztery" wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Połsuchaj", w ramce po prawej stronie.
Audycji "Historia Pewnej Płyty" można słuchać w Trójce w każdą niedzielę o 9:05.