Przed sobotnim meczem wyjazdowym z Belgią "Biało-czerwoni" prowadzili w tabeli Rugby Europe Trophy z trzema zwycięstwami w trzech jesiennych meczach. Pierwsze wiosenne spotkanie było starciem z teoretycznie najmocniejszą w tych rozgrywkach Belgią. Na stadionie im. Nelsona Mandeli w Brukseli to gospodarze okazali się lepsi.
W pierwszej połowie w grze Polaków widać było nerwowość, a wszystkie poważne błędy rywale zamieniali na punkty. Dzięki temu prowadzili do przerwy już 21:6. Po przerwie obraz gry nieco się zmienił, ale to Belgowie znów byli skuteczniejsi i znów zamieniali kontrataki na przyłożenia. Polacy zdobyli tylko jedno - autorstwa debiutanta Łukasza Kornecia. Belgia wygrała ostatecznie to spotkanie 41:11.
Duża różnica w liczbie przyłożeń sprawiła też, że rywale dopisali do tabeli pięć punktów - cztery za zwycięstwo i jeden za bonus ofensywny. Prowadzą teraz dzięki temu z dorobkiem 16 oczek, a Polska spadła na drugie miejsce i ma 12 punktów - tyle samo co trzeci Niemcy. Problem w tym, że w kalendarzu Niemców zostało jeszcze tylko spotkanie z Ukrainą, a to najprawdopodobniej zakończy się walkowerem wartym pięć punktów do tabeli. Jeśli tak będzie, to Polacy w ostatnim meczu sezonu - 9 kwietnia w Gdyni - będą musieli wygrać z Litwą z bonusem ofensywnym, by zająć drugie miejsce.
Obecność w najlepszej dwójce na koniec sezonu pozwala na awans do wyższej dywizji Championship - najwyższej w rozgrywkach międzynarodowych federacji Rugby Europe.
W sobotnim spotkaniu w Brukseli Belgowie zdobyli też wręczane po raz pierwszy przechodnie trofeum im. Czarnych Diabłów Generała Maczka. Nagrodę ustanowiono w roku 130 rocznicy urodzin bohatera Polski i Belgi w walkach II Wojny Światowej.
***
Robert Grzędowski