W tym przypadku nie ma nawet znaczenia, czy "Królewscy" wygrają Ligę Mistrzów. Triumf w finale w Monachium byłby jedynie "kropką nad i" dla podkreślenia fenomenalnego sezonu podopiecznych portugalskiego szkoleniowca. Klub z Santiago Bernabeu najważniejszy mecz ma już bowiem za sobą. Zwycięstwo na Camp Nou przeciwko FC Barcelonie właściwie przesądziło o mistrzostwie Hiszpanii. A przełamanie hegemonii drużyny Josepa Guardioli na przestrzeni całego sezonu w Primera Division już można uznać za wydarzenie roku w klubowym futbolu.
Jeśli do tego dodamy pobicie rekordu ligi w liczbie strzelonych goli w ligowej historii klubu (109 trafień po 34 kolejkach - rekord może się jeszcze poprawić), szlifowanie własnych osiągnięć przez Cristiano Ronaldo (rekord w liczbie strzelonych goli w sezonie ligowym - 42 bramki w 34 meczach, rekord zdobytych bramek we wszystkich rozgrywkach - 54 gole w 50 spotkaniach), czy najlepszą serię zwycięstw w historii "Królewskich" (15 zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach) - widzimy jak "Galaktyczna" jest w tym sezonie ekipa z Madrytu.
Tak wyszydzany przez wszystkich Jose Mourinho po wielu upokorzeniach wreszcie znalazł sposób na sukces. Nie miałem wątpliwości, że tak się w którymś momencie stanie. W końcu prym Barcelony musiał dobiec końca. Pytanie pozostawało jedynie kiedy. Drużyna coraz starsza, coraz bardziej wypalona, coraz bardziej zależna od formy jednego tylko zawodnika - Lionela Messiego nie mogła wiecznie wygrywać.
Jeszcze kilka tygodni temu nieśmiało zwróciłem uwagę, że "Blaugrana" w tym sezonie może zostać z niczym. Wówczas grała jeszcze na trzech frontach. Teraz pozostaje jej jedynie finał Pucharu Króla z rewelacyjnymi Baskami z Athletic Bilbao.
Jose Mourinho
Wiemy już, że w Lidze Mistrzów nie będzie dogrywki w Gran Derbi. A tylko końcowy sukces Barcelony w tych rozgrywkach i to właśnie po finale z Realem Madryt mógłby jakoś zniwelować różnicę klas, pomiędzy tymi dwoma najlepszymi klubami na świecie w tym sezonie.
Piszę "najlepszymi", bo choć w finale w Monachium zagra Chelsea Londyn to ciężko uznać ten zespół za konkurencję dla dwóch hiszpańskich drużyn na przestrzeni całego sezonu. Owszem od czasu, gdy drużynę przejął Roberto Di Matteo - wyniki "The Blues" są imponujące. Awans do finału Pucharu Anglii i wspomnianego finału Ligi Mistrzów - robią wrażenie. Jednak 6. miejsce w Premier League i perspektywa gry jedynie w Lidze Europejskiej w przyszłym sezonie nieprzyjemnie dopełniają obraz drużyny Romana Abramowicza.
Podobnie ma się sprawa z Bayernem Monachium, który nawet jeśli pokona Real, a w finale na swoim terenie ogra Chelsea - nie nadrobi za stracone szanse na mistrzostwo Niemiec.
Manchester United i Manchester City wciąż walczą o prymat w lidze angielskiej, ale te dwa kluby kojarzą się też z upokorzeniami, jakie spotkały obie ekipy w Lidze Mistrzów, a potem w Lidze Europejskiej.
Dlatego już teraz można z czystym sumieniem napisać - ten rok należał do Realu Madryt. Należał do szkoleniowca tej drużyny - Jose Mourinho i do największej gwiazdy zespołu - Cristiano Ronaldo. Portugalski skrzydłowy wreszcie strzelił gola, który przesądził o końcowym sukcesie jego klubu. I za to trafienie w Gran Derbi, w połączeniu z ponad 40 bramkami w Primera Division ma już jak w banku nagrodę dla najlepszego piłkarza globu.
Jose Mourinho od maja 2010 roku budował drużynę właściwie skazaną na sukces. Można portugalskiego szkoleniowca nie lubić, ale trzeba mu oddać, że wykonał kawał dobrej roboty. Jedynym jego problemem był czas w jakim przejął ekipę z Santiago Bernabeu. Czas absolutnej dominacji Barcelony, której żaden klub na świecie nie był w stanie zatrzymać przez 3 lata. Teraz to się zmieniło. Czy nadejdzie czas "Królewskich"? Niedługo się przekonamy.
Podyskutuj z autorem tekstu na jego blogu - Na Spalonym
EDIT po półfinałach LM: Tak jak pisałem wcześniej - porażka Realu Madryt z Bayernem Monachium w półfinale Ligi Mistrzów niewiele zmienia. Owszem jest bolesna dla drużyny Jose Mourinho, ale nie umniejsza sukcesów "Królewskich" w tym sezonie. Nie jest w stanie ich przebić czy to triumf Bawarczyków, czy Chelsea Londyn w finale 19 maja w Monachium. Samo przełamanie hegemonii Barcy w jednej z najsilniejszych lig na świecie (obok angielskiej) i gra niemal do końca o najwyższe trofeum w LM to wystarczająco rewelacyjny wynik.
Marcin Nowak, polskieradio.pl