– W domach szlacheckich pojawiał się przebrany Święty Mikołaj, w biskupich szatach. Towarzyszył mu anioł, czasem diabeł. I oczywiście miał rózgę. To wtedy narodził się zwyczaj dawania prezentów dzieciom – tłumaczy Amudena Rutkowska z Państwowego Muzeum Etnograficznego.
Jednak wręczanie darów to zwyczaj stary jak świat. – O darach właściwie można mówić od początku istnienia człowieka. To jeden z podstawowych elementów składowych kultury, niezależnie od szerokości geograficznej – tłumaczy etnolog. Już w czasach plemiennych kultura ludzi oparta była na wymianie dóbr. – Tutaj można było mówić o różnego rodzaju dobrach: o dobrach materialnych, o usługach, o wymianie kobiet – wyjaśnia Rutkowska.
Wymiana darów to jednak nie to samo co ofiarowanie prezentu. Prezent dajemy bezinteresownie i nie oczekujemy nic w zamian. – Obecnie być może nie oczekujemy wzajemności w postaci konkretnego prezentu, ale w postaci życzliwego nastawienia, uśmiechu, różnego rodzaju miłych reakcji w stosunku do obdarowującego – zauważa etnolog. Dodaje, że kiedyś dar musiał zastąpić dar. Na przykład w kulturze Indian w Kolumbii Brytyjskiej istniała konkretna tradycja zwana "potlaczem". – Im ktoś był ważniejszy, tym więcej musiał prezentów dać rywalom. Istniała rywalizacja polegająca na wręczaniu ogromnej liczby prezentów drugiej osobie. Polegało to też na niszczeniu dóbr materialnych, które miało się przy sobie, żeby pokazać rywalowi, że one dla niego nie znaczą wiele – opowiada Amudena Rutkowska z Państwowego Muzeum Etnograficznego.
Podkreśla, że tradycja obdarowywania prezentami dzieci pojawiła się w Polsce dosyć niedawno, gdyż dopiero w XIX wieku. – W zasadzie tylko i wyłącznie w domach mieszczańskich i we dworach. Natomiast już na wsi, w domach chłopskich nie było takich tradycji – zaznacza etnolog i dodaje, że tradycja dawania prezentów związana była z konkretnymi etapami w życiu człowieka. – Do takich wydarzeń zaliczało się ślub i narodziny dziecka – wylicza.
Opowiada, że w okresie zimowym, czyli od 6 grudnia do końca karnawału, istniał zwyczaj odwiedzania domów przez różnego rodzaju grupy, zwłaszcza chłopców, zwanych niekiedy kolędnikami. – Ale często nie było to związane z tradycyjną kolędą, z Bożym Narodzeniem. Chodziło o to, żeby w zamian za życzenia składane gospodarzom otrzymać coś w zamian. Było to jedzenie, później – pieniądze. Gdy daru nie było, dochodziło do różnych strat w gospodarstwie – wyjaśnia gość Jedynki.
Rozmawiali Sława Bieńczycka i Zygmunt Chajzer.
(mb)