Przed Marią Peszek i jej zespołem jeszcze kilka zaplanowanych koncertów. Jednak, jak zapowiada artystka, po 9 marca i występie w Dublinie przyjdzie czas na zasłużony urlop, złapanie oddechu, odpoczynek.
Swoich fanów Maria Peszek zostawia z nowym albumem "Jezus is alive", który ukazał się 14 lutego i jest pierwszą koncertową płytą w dorobku artystki. - Ta płyta powstała z wielkiej potrzeby zatrzymania bardzo wyjątkowej chwili, jaką była cała trasa koncertowa związana z płytą "Jezus Maria Peszek" - mówi gość "Kontrkultury" . - Zagraliśmy 70 koncertów, które były wyjątkowe. Chcieliśmy zapisać te niezwykłe emocje, jakie towarzyszyły trasie. Ten album jest też odpowiedzią na potrzebę fanów, którzy prosili o płytę koncertową.
"Jezus is alive" to album bez poprawek i dogrywek. Został zrealizowany przy minimalnej ingerencji w oryginalny dźwięk. Muzycy chcieli zachować aurę i atmosferę trasy, dlatego w nagraniach nie brakuje odgłosów publiczności. - Ta płyta jest momentami kanciasta, brudna, żywa - mówi Maria Peszek. - Publiczność i ludzie to coś najważniejszego w przypadku tej trasy – podkreśla.
Maria Peszek opowiada w Czwórce o płycie "Jezus Maria Peszek".
Artystka wybierając miejsca swoich koncertów nie boi się wyzwań. Niestraszne jej kluby, w których zdarzają się awarie techniczne, czy miejsca nieoczywiste, jak wieś albo klub w lesie. Maria Peszek docenia też publiczność z małych miast, która wydaje jej się mniej "rozpuszczona" od tej z wielkich metropolii, gdzie na jakiś koncert można iść właściwie codziennie.
A jednak artystka opuszcza swoich fanów na pół roku, udając się na zasłużony relaks, czas izolacji od bodźców, odpoczynek od samej siebie. - Na urlopie na pewno będzie mi brakowało koncertów, bo scena to jest moje miejsce na ziemi, mój sposób funkcjonowania.
(pj/mm)