Goszczę na festiwalu już trzeci raz i muszę przyznać, to jedna z moich ulubionych sekcji. Nie dlatego, że kocham jedzenie (o mamo! I to jeszcze jak!) ale jest w tych seansach wyjątkowa atmosfera, która z kina przenosi się na uczestników kolacji. Spędzamy razem przecież prawie 6 godzin.
Wszystko zaczęło się pokazem filmowym, któremu towarzyszyła muzyka na żywo w wykonaniu świetnego holenderskiego akordeonisty Tuura Florizoone'a. Oglądaliśmy dokument Małże i Miłość Willemiek Kluijfhout. To reżyserka, o której pisałem przy relacji z gali otwarcia festiwalu. Jak tylko usiedliśmy na sali, Willemiek spostrzegła nas, szeroko uśmiechnęła się i przywitała. Była podeksytowana projekcją. Pierwszy raz prezentowała film na festiwalu z muzyką graną na żywo. Publiczność Berlinale oraz Planete Doc nie miała tyle szczęścia.
Tuż po projekcji czekała na nas kilkudaniowa kolacja z małżami w roli głównej. Odpowiedzialny za nią był Witek Iwański – młody laureat Kulinarnego Pucharu Polski. W menu nie zabrakło małży przywiezionych na tę okazję przez reżyserkę z holenderskich wód. (nie, nie wiozła ich w torebce - zapytałem :)
Na stole pojawiła się już przystawka, okładniczki (prostokątne małże) podane na szalkach Petriego (wiedziałem, że kiedyś przyda mi się wiedza chemiczna. Yes!), którym towarzyszyło ułożone na kamieniu domowe pieczywo, brązowe masełko z algami morskimi sprytnie umieszczone w muszlach po mulach. Całe menu wyglądało imponująco:
amuse - bouche : Tatar z okładniczek z creme fraiche, olejem z lawendy i młodą cebulą
Przystawka: Przegrzebki i 45- minutowa ostryga z kompresowanym ogórkiem, jagodą, granitą z verbeny i ogórecznikiem
Danie główne: Dorsz z popiołem, chrupiącą skórą, szalotką i omułkami
Deser : Lody, masło, czosnek, sól i buraki
Każde z dań było znakomite (gotowana ostryga z jagodą i porzeczką w towarzystkie zielonego ogórka wywołała tsunami smaków na podniebieniu, dorsz z omułkami rozpływał się ustach, tatar z małży był świetną wyprawą w nieznane), jednak co zaskakujące, nie temat główny kolacji, czyli małże najbardziej rozbudził kubki smakowe gości, lecz niepozorny i na pierwszy rzut oka mało słodki deser. Zresztą posłuchajcie reakcji gości. Dźwięk dołączony jest do wpisu.
Nie byłbym sobą, gdybym nie pociągnął Witka za język i poprosił o krótki komentarz do tego niezwykłego zwieńczenia kolacji. Posłuchajcie sami.
Deser, który zachwycił każdego/ fot. Patrycjusz Tomaszewski
Finezyjne jedzenie, ciekawe towarzystwo, idealnie dobrane napoje, a na koniec ostatnia uczta dla ucha - kolejny występ Tuura Florizoone'a. Ne wiem kiedy uciekło mi ponad 5 godzin. Czego chcieć więcej? Na pewno biletu na kolejne kino kulinarne. Niestety tych już nie ma. Na kolejny seans przyjdzie mi czekać cały rok...