Jola i Wiesiek to para z Bytomia, w życiu i biznesie. Wraz z trójką swoich pracowników prowadzą prawdopodobnie największy lombard w Europie. Czas jego świetności minął jednak wraz z zamknięciem okolicznych kopalni i szerzącym się w mieście bezrobociem. Pozbawieni środków do życia mieszkańcy "polskiego Detroit" znoszą pod zastaw coraz bardziej absurdalne i bezużyteczne przedmioty. Upadającemu biznesowi nie pomagają ani szalone, marketingowe pomysły Wieśka, ani tym bardziej czułe serce Joli, która klientów wspiera nie tylko dobrym słowem, ale i gorącą zupą czy ciepłym kożuchem.
Choć lombard przynosi straty, to staje się ważnym centrum życia lokalnej społeczności. Wkrótce jednak znajdzie się na krawędzi bankructwa, a związek Joli i Wieśka zostaje wystawiony na próbę. W obliczu nadciągającej katastrofy właściciele podejmą ostatnią próbę ratowania biznesu i miłości. Dokument o właścicielach i pracownikach komisu staje się opowieścią o zmaganiu się z codziennym życiem. Nie jest to jednak obraz beznadziei. Świat przestawiony w filmie pełen jest bowiem barwnych postaci, radości i wzajemnej pomocy.
Pierwsze spotkanie z lombardem
- Usłyszałem o tym lombardzie od mojej małżonki, która znalazła aukcje w internecie. Sprzedaż dotyczyła komputera za 300 zł. Trochę nie mogła w to uwierzyć, ale pojechała do Bytomia. Trafiła w miejsce, które było pierwotną lokalizacją lombardu naszych przyszłych bohaterów. Była to wielka stara poniemiecka kamienica. Sprzęt był rozłożony na trzech piętrach i w piwnicy - opowiada Łukasz Kowalski, reżyser dokumentu "Lombard". - Moja żona była zauroczona tym miejscem, każdy pokój dedykowany był innemu asortymentowi - było pomieszczenie żelazek, pomieszczenie z wózkami inwalidzkimi, futrami, książkami, było tam absolutnie wszystko. Pomiędzy tymi przedmiotami spacerowała pani w futrze z lisów, z pomalowanymi na czerwono paznokciami i pan, wysoki na dwa metry, w płaszczu i skórzanych rękawiczkach, przypominający dawnego gangstera - dodaje.
22:09 czwórka hrapkowidz 30.10.2022 14.09.mp3 O filmie "Lombard" opowiada jego reżyser Łukasz Kowalski (Czwórka/Hrapkowidz)
Surrealistyczny obrazek lombardu jednak jeszcze wtedy nie przykuł mocno uwagi Łukasza Kowalskiego. Wrócił do tematu, gdy poszukiwał tematu do filmu na studia w Szkole Wajdy. - Rozpocząłem poszukiwania tego lombardu w Bytomiu. Nie mogłem go znaleźć, bo nasi bohaterowie zmienili miejsce. Przenieśli się na peryferie miasta, do jednej z biedniejszych dzielnic - Bobrek, nazywanej przez miejscowych Dzielnicą Cudów. Nie odnalazłem ich wtedy - opowiada gość Błażeja Hrapkowicza. - Jakiś czas temu na Bobrku poszukiwałem pewnego mężczyzny, bo na Śląsku zajmuję się kierowaniem redakcją programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Wypytując o tego mężczyznę, wszyscy mówili mi, żebym zapytał właścicieli lombardu. To był mój pierwszy kontakt z nimi - dodaje.
Przedmioty i ludzie. Ząb mamuta, Jola i Wiesiek
Łukasz Kowalski przyznaje, że najpierw zakochał się w przedmiotach, w butach, bojlerach, mieczach samurajskich, książkach, ceramice, medalach zgromadzonych w wielkiej 500-metrowej hali i jej piwnicy. - Jednym z haseł reklamujących lombard było: "Przyjmiemy wszystko od igły po helikopter" - zdradza reżyser. - I chyba tylko helikoptera tam brakowało. Ja wiedziałem, że za każdym z tych przedmiotów kryje się jakaś poruszająca historia. Wśród tych rzeczy były medale, puchary sportowe - dodaje.
Pierwszym pomysłem Łukasza Kowalskiego na ten film był obraz o przedmiotach i historiach kryjących się za nimi. Później bohaterami stali się też właściciele lombardu. - Chciałem, żeby ta historia była wielopoziomowa: o przedmiotach, o ludziach, o lombardzie, który trochę jak w soczewce odbijał świat na zewnątrz, pokazuje, jak wygląda dzielnica, klienci - wyjaśnia gość Czwórki. - Miasto Bytom było nazywane polskim Detroit, bo jako pierwsze mogło ogłosić upadłość. Szef lombardu miał kiedyś starą kolekcję neonów, po nieistniejących już w mieście night-clubach, na półkach pozostały pamiątki z kopalń, kufle z górniczych biesiad - świat którego już nie ma - dodaje. - Jednym z najciekawszych przedmiotów jest chyba przyniesiony do lombardu przez emerytowanego górnika ząb mamuta, który był kiedyś eksponatem w sali biologicznej w szkole, która już nie istnieje.
Społeczność i serce
Poza przedmiotami i ich historią nie dało się też przejść obojętnie obok Joli i Wieśka, właścicieli biznesu. Oni szybko stanęli w centrum opowiadanej przez Łukasza Kowalskiego historii. - To para niezwykłych osób. Są parą i prywatnie, i w biznesie - mówi gość Czwórki. - Przez lata zmagali się z wieloma problemami finansowymi, te problemy też przynosili do pracy, ale mieli też lata sukcesów. To ludzie niezwykli, z szaloną energią, bardzo pomysłowi. Pani Jola ma wielkie serce, jest bardzo empatyczna. Oboje mają ogromne poczucie humoru. Zdają też sobie sprawę, w jakim miejscu się znaleźli. Urzekło mnie w nich to, że mimo trudnej sytuacji, walki o przetrwanie biznesu i ich związku, nie pozostają obojętni na krzywdę ludzi, klientów, którzy ich odwiedzają każdego dnia - dodaje.
Łukasz Kowalski opowiada o trudnościach ekonomicznych, z którymi borykają się właściciele lombardu, a też pojawiają się dramatyczne historie ludzi, którzy tam przychodzą. - Wiesław za jedną sprzedaną rzecz przyjmuje trzy kolejne, z czego część trafia do jego "zamrażalki", prywatnej kolekcji, która nie jest na sprzedaż. Jola najchętniej wszystkie rzeczy by rozdała - mówi. - Ona ma dobre serce, umie pomagać ludziom w inteligentny sposób, nigdy nie obdziera ludzi z godności - dodaje.
Dzięki temu, jacy są Jola i Wiesiek, udało im się zbudować w dzielnicy społeczność, wspólnotę ludzi, którzy wzajemnie mogą na sobie polegać. - Gdy organizowali festyn, który był takim "być albo nie być" lombardu, mieszkańcy dzielnicy licznie przyszli na jarmark, by uratować lombard, który był dla nich centrum pomocy, spotkań - przyznaje reżyser. - Trzeba powiedzieć, że to nie był lombard taki jak dziś widzimy w centrach miast. Ten lombard był antytezą lombardu. Spotkaliśmy tam zupełnie inny asortyment i inne podejście do klienta - dodaje.
Ballada o Detroit
Łukasz Kowalski podkreśla, że "Lombard" jest filmem dokumentalnym, ale też balladą o tym, czym jest dobroć, jaką siłę mają relacje między ludźmi, czym jest przyjaźń i miłość. - Taki był też trochę cel tego filmu, by uwrażliwiać, że tuż obok nas żyją ludzie, którym powinęła się noga, są wykluczeni, trafili na margines społeczny, ale się nie poddają, walczą - wystarczy im podać rękę - mówi reżyser. - To też historia o równoległym świecie, bo takich dzielnic jest w Polsce dużo. Taka historia daje nadzieję, jesteśmy w stanie przetrwać - dodaje. - Chciałem zrobić historię pokazującą, że w takich zakątkach, dość mrocznych, są wspaniali ludzie, silni i wytrwali, piękne historie. Można też powiedzieć, że do takich postaw symbolicznie też zobowiązywał adres lombardu Joli i Wieśka - ul. Wytrwałych 1, Bytom.
"Lombard" był pokazywany w tym roku na festiwalu Docs Against Gravity, gdzie otrzymał Grand Prix oraz Wyróżnienie w Konkursie Polskim, Nagrodę Smakjam za Najlepszą Produkcję w Konkursie Polskim, Nagrodę Prezydenta Miasta Gdyni oraz Nagrodę Publiczności Województwa Śląskiego.
Lombard (The Pawnshop) - trailer | 19. Millennium Docs Against Gravity
***
Tytuł audycji: Hrapkowidz
Prowadzi: Błażej Hrapkowicz
Gość: Łukasz Kowalski (reżyser)
Data emisji: 30.10.2022
Godzina emisji: 14.09
pj/kor