Na początku obawiałem się, że będzie to brzydki samochód z nudną stylistyką, bo Hiszpanie mieli kiedyś taki okres, że poszukiwali swojej tożsamości i robili samochody, które bardziej wyglądały jak karawany a nie jak ciekawie zaprojektowane nadwozia. Rok 2012 miał być rewolucyjny dla Seata, bo właśnie wtedy zaczęto produkcję III generacji Leona i rzeczywiście to był duży przełom. Leon w końcu zyskał ten hiszpański temperament. A nasz dzisiejszy bohater to wcale nie jest zwykły hatchback, to Leon ST, czyli samochód z nadwoziem combi. Co ciekawe, ten wariant Leona zachowuje ten sam rozstaw osi, co hatchback, ale ma dodatkowe 27 centymetrów blachy. Testowana wersja ma oznaczenie FR, co nas bardzo cieszy, bo te dwie literki znaczą, że ten samochód jest czymś więcej niż Leonem ST.
Przednie światła to element, który jest dopracowany w najmniejszych detalach. Przymrużone, spoglądające na nas agresywnie. Ale gdy spojrzymy mu prosto w oczy, widać tę precyzję wykonania. No i co ważne, zrobione w całości w technologii Full LED. Seat przygotował dość sporą gamę silników dla Leona ST, bo do wyboru mamy aż 10 konfiguracji jednostki napędowej. Zaczynając od benzynowych, od 85KM z silnika 1.2 TSI po 180 KM w silniku 1.8. Oraz pięć jednostek wysokoprężnych od 1.6 TDI o mocy 90KM do 2 motoru o mocy 184KM. Nasza wersja testowa ma silnik benzynowy 1.4 o mocy 140KM.
Czytaj więcej: testy samochodów w Czwórce<<<
Patrząc na to auto z boku widzimy, że zostało narysowane bardzo agresywną kreską. Sportowy charakter nadają 18-calowe felgi, relingi dachowe i to, co od razu rzuca się w oczy – piękne, niezwykle ostre przetłoczenie, które ciągnie się przez cały bok Leona, a sama linia nadwozia opada łagodnie ku tyłowi. A tutaj znajdziemy bagażnik. No i naszym oczom ukazuje się całkiem spora komora bagażowa, która pomieści 584 litry, co jest bardzo dobrym wynikiem. Po złożeniu tylnych siedzeń do dyspozycji jest aż 1470 litrów. Plusem jest to, że siedzenia możemy złożyć za pociągnięciem jednej dźwigni z komory bagażnika. No i mamy zupełnie płaską podłogę.
Zobacz więcej: Seat Leon ST tabela wyników.pdf
To, co od razu rzuca się w oczy po wejściu do Leona, to sportowa kierownica, bo w końcu mamy do czynienia z wersją FR. Ścięta u dołu, bardzo dobrze leży w dłoni i co ważne nie jest przeładowana przyciskami. Nie zgodzę się z tymi, którzy uważają, że jest za cienka. Moim zdaniem jest idealnie dopasowana. Mamy też bardzo wygodne, prawie kubełkowe fotele, wykończone skórą i materiałem – wyglądają rewelacyjnie. Ale co chyba najważniejsze bardzo dobrze trzymają nasze ciało na zakrętach. Widać, że Leon czerpie pełnymi garściami z rozwiązań designerskich grupy volkswagena. Zegary rodem wyjęte z audi, no i może dzięki temu są bardzo przejrzyste i czytelne. Jak na samochód typu combi przystało przestronność wnętrza jest przeogromna.
To, co w tym samochodzie podoba mi się najbardziej, to jazda. Agresywne nawozie zdradza sportowy charakter tego auta i szczęśliwie możemy poczuć je od samego początku. Leon ST to prawdziwa bestia na kołach, wystarczy lekko nacisnąć pedał gazu, aby poczuć tę moc, która drzemie w tym, jakby nie było, combi. Niezwykła sprawa.
Przeczytaj: Seat Leon ST - pełny opis.pdf
Już od pierwszych metrów czujemy, jak to auto jest dynamiczne. Aż przyjemnie patrzy się na obrotomierz, który bardzo szybko idzie do góry. Właściwości jezdne tego samochodu są znakomite. Precyzyjny układ kierownicy i znakomicie zestrojone zawieszenie dają poczucie zespolenia z tym autem. Seat z silnikiem 1.4 o mocy 140KM przyśpiesza od o do 100km/h w 8,4 sekundy. Prędkość maksymalna tego samochodu to 211 km/h.
Niestety tak dynamiczna jazda odbije się na naszym portfelu. Producent zapowiada spalanie w cyklu miejskim na poziomie 6,6 litra na 100 kilometrów. Nam nie udało osiągnąć nawet zbliżonego wyniku. W naszym teście spalanie jest na poziomie 9 litrów.
Seat Leon ST w wersji FR sprawia dużo frajdy z jazdy. Możemy nim jeździć bardzo dostojnie i elegancko, ale wystarczy lekko się zapomnieć, wcisnąć mocniej pedał gazu i samochód budzi się do życia, połyka zakręty jak rasowy sprinter i trzyma się przy tym drogi jak przyklejony.
Za około 100 tysięcy złotych dostajemy porywające, praktyczne combi, które nie traci nic z atutów hatchbacka, a dodaje sportowego ducha tej marce.
Kuba Marcinowicz, ac