- W dużych miastach dystans indywidualny konsekwentnie jest zaburzany przez takie czynniki, jak tłok w autobusach czy w metrze albo kolejki w sklepie - mówi psychoterapeuta Piotr Mosak. - Już nie zwracamy na to uwagi i nie bronimy się, jeśli ktoś wkracza na nasze osobiste terytorium - wyjaśnia.
To, jak bardzo pozwolimy się zbliżyć innym do nas, zależy nie tylko od indywidualnych preferencji, ale też od uwarunkowań kulturowych. - Inaczej będzie zachowywał się Amerykanin, inaczej mieszkaniec Azji - tłumaczy Amudena Rutkowska z Państwowego Muzeum Etnograficznego. - Dla społeczeństwa europejskiego badacze wyznaczyli cztery przestrzenie: kontakt intymny, indywidualny, społeczny i publiczny - dodaje.
Dwa pierwsze zarezerwowane są dla najbliższych nam osób. Kontakt społeczny określa zaś dystans do ludzi obcych i znajomych, z którymi nie wiążą nas zażyłe stosunki. W ten sposób załatwiamy m. in. oficjalne sprawy urzędowe. Psychologowie nie mają jednak wątpliwości, że szybki rozwój mediów oraz internetu coraz bardziej tę odległość skraca.
- Jeśli ktoś znalazł się w sytuacji, w której obcy wkracza na jego teren i robi to w towarzystwie kamery, to dwa razy dłużej zastanowi się nad swoją reakcją - twierdzi psycholog społeczny Konrad Maj. - Z badań wynika, że większość w takiej sytuacji ulega, a osoby, które reagują agresywnie, znajdują się w mniejszości - informuje.
Zdaniem zaproszonych do studia ekspertów zachowaniem najbardziej pożądanym w tej sytuacji będzie wyraźne zaznaczenie granic naszej intymności. Najlepiej z tym zadaniem radzą sobie osoby, które nie mają problemów z asertywnością.
kul