Spektakularny sukces tria Me, Myself And I w III edycji popularnego telewizyjnego konkursu "Mam Talent!" dowodzi, że beatbox przestaje być w Polsce własnością hip-hopowych ortodoksów oraz radykalnych muzycznych eksperymentatorów. Wrocławskie trio przekonało nastolatków oraz gospodynie domowe w całej Polsce, że połączenie hip-hopowego wynalazku ze staroświeckim, jazzowym scatem przynieść może zaskakująco świeże oraz wszechstronne stylistycznie rezultaty. W finale "Mam Talent!" zabrzmiał... Mazurek F-dur op. 64 nr 1 Chopina.
Przez ostatnie 30 lat beatbox przebył wyjątkową długa drogę: z "ekonomicznego" substytutu kosztownej maszyny perkusyjnej stał się pop-kulturowym fetyszem na miarę przesterowanej gitary czy didżejskiego gramofonu. Wokalno-perkusyjne efekty były ulubionym narzędziem kompozytorskim Michaela Jacksona, a Justin Timberlake po dziś dzień lubi kokietować nimi swoją publiczność.
Beatboxowe szaleństwo to jednak coś więcej niż ulotna moda. Owszem, w najprostszej wersji beatbox polega po prostu na wykorzystaniu mikrofonu oraz kilku spółgłosek do imitowania brzmień perkusyjnego hi-hatu, werbla oraz stopy. Poszukujący hip-hopowcy konsekwentnie poszerzali jednak ten podstawowy zestaw środków, coraz bardziej zbliżając się (świadomie lub nie), a nawet wyprzedzając odkrycia "uczonej" awangardy muzycznej. Jednym z pierwszy wirtuozów beatboxu stał się artysta ukrywający się pod pseudonimem Rahzel. W swoim popisowym numerze "If Your Mother Only You" imituje on jednocześnie partię perkusji i basu oraz śpiewa melodię z tekstem!
Co ciekawy, wywodzący się z amerykańskich gett beatbox robi ostatnimi czasy spektakularną karierę także w pozornie nie przystającym doń światku filharmonicznym. To zresztą nie pierwszy przypadek w historii, kiedy dyplomowani artyści mają się czego uczyć od "muzyków ludowych". I jak zwykle, wykorzystują tę szansę ze sporym opóźnieniem.
Pierwsze klasyczne kompozycje wykorzystujące beatbox pojawiły się już na początku nowego stulecia, wywołując entuzjazm wśród filharmonicznej i awangardowej publiczności. Przebojami w ostatnich latach stały się miedzy innymi grzeczny i konwencjonalny utwór "Native Tongues" Amerykanina Randalfa Woolfa (kompozycja powstała dla Grega Pattillo, któremu popularność przyniosłą łączenie gry na flecie z perkusyjnymi efektami) oraz bardziej eksperymentalny brzmieniowo Koncert na beatboksera i orkiestrę Szkotki Anny Meredith (napisany dla Shlomo, jednego z czołowych wirtuozów kierunku).
Okazuje się, że wśród pionierów łączenia beatboxowych brzmień z wyrafinowanym językiem muzyki współczesnej znaleźli się Polacy. - W 2005 roku zadzwonił do mnie Michał Górczyński z awangardowego zespołu Kwartludium. Powiedział, że bardzo chciałby się nauczyć technik beatboxowych i połączyć je z grą na klarnecie - wspomina znany polski beatboxer Tik Tak. - Nie przypuszczałem wtedy, że rozwinie się z tego poważny projekt, obejmujący zamówienia kompozytorskie, koncerty w całej Europie oraz nagranie płytowe.
Trzy lata później Kwartludium we współpracy z "Warszawską Jesienią" zamówiło u polskich i latynoamerykańskich kompozytorów utwory na beatboxera i zespół kameralny. Koncert z udziałem Tik Tak oraz Zgasa (kolejnego polskiego beatboxera, współpracującego swego czasu z Me, Myself And I) stał się medialną sensacją.
- Beatboxem zafacynowałem się jako klarnecista. Chodziło mi o rozwinięcie sposobów gry na instrumentach dętych - wspomina Michał Górczyński. - Pracując ze Zgasem i Tik Takiem odkryłem jednak zaskakujące bogactwo i awangardowy potencjał stosowanych przez nich technik. Współcześni kompozytorzy i wykonawcy poszukują nowych wokalnych brzmień co najmniej od pięćdziesięciu lat, ale wciąż wiele mogą się nauczyć od hip-hopowych beatboxerów.
Wyjątkowa atrakcyjność beatboxu polega między innymi na unikalnym połączeniu awangardowego potencjału z duchem nieskrępowanej, amatorskiej zabawy. Najprostsze techniki wokalno-perkusyjne stosuje przecież nieświadomie prawie każde niemowlę. Czyżby - emotywny i muzyczny - prajęzyk Jean'a-Jacques'a Rousseau miał być po prostu beatboxem?