Ostatni studyjny album nagrał w 2004 roku, a teraz odgrzewa swoje największe przeboje w ramach orkiestrowego projektu koncertowego "Symphonica", z którym 17 września zawitał do Wrocławia. Nie ma się co oszukiwać: najlepsze lata George Michael ma już za sobą.
Z drugiej strony jak na 48-latka artysta utrzymuje fenomenalną formę estradową, a jego występy wciąż przyciągają kilkudziesięciotysięczne tłumy. Cóż, Brytyjczyk należy do elitarnego grona kilkudziesięciu muzyków, którzy łącznie sprzedali ponad 100 milionów płyt, a jego najpopularniejsze przeboje nucą wszyscy - od rozemocjonowanych gimnazjalistek po dostojne gospodynie domowe. Inna sprawa, że w masowej świadomości utrwalił się przede wszystkim wczesny wizerunek George'a, znany ze słodkich hitów duetu Wham! oraz z pierwszego solowego przeboju "Careless Whisper" (1984).
Dwudziestoletni Michael był etatowym dostarczycielem melodyjnych wakacyjnych przebojów. Singiel "Careless Whisper" sprzedał się w sześciu milionach egzemplarzy, wspiął się na szczyty rankingów sprzedaży w 25 krajach i po dziś dzień bryluje w rankingach typu "piosenka, przy której pierwszy raz się całowałem/całowałam".
Łatwo jednak przeoczyć fakt, że artysta szturmem zdobył świat mainstreamowego popu lat 80. stylistyką oryginalną i - w kontekście tamtej dekady - nowatorską, bo osadzoną w tradycjach soulu oraz funky. W dziedzinie czarnych inspiracji George'a Michaela uznać należy raczej za prekursora niż koniunkturalistę - nic dziwnego, że w zdominowanych przez hip hop oraz R&B latach 90. bez problemu utrzymywał się on na szczycie.
Zresztą już debiutancki album "Faith" (1987) dobitnie pokazał, że nie zamierza on wyłącznie odcinać kuponów od sukcesów Wham!, lecz aspiruje do roli współautora historii muzyki rozrywkowej. George postanowił też podrasować swój wizerunek: w teledysku do tytułowej piosenki albumu przekształcił się z idealnego blond zięcia o wzroku zranionego spaniela w rasowego rock'n'rollowego maczo:
Nie tylko z wizerunkiem maczo, lecz w ogóle ze statusem seksownego chansonisty artysta rozprawił się na początku lat 90. W najsłynniejszych teledyskach z tego okresu - "Freedom'90" oraz "Killer / Papa Was a Rolling Stone" - George w ogóle się nie pojawia. Co więcej, w pierwszym z klipów - nagranym z udziałem wszystkich ówczesnych top modelek, m.in. Cindy Crawford, Naomi Campbell i Lindy Evangelisty - destrukcji ulegają trzy symbole jego dotychczasowej kariery, dobrze znane właśnie z "Faith": skórzana kurtka, szafa grająca oraz gitara.
Słowną i wizualną warstwę obu klipów uznać można za deklarację dojrzałości trzydziestoletniego artysty, ale też manifest całej "dekady clubbingu": typowych dla niej aspiracji, postaw oraz zagrożeń. Zagrożeń, których ofiarą miał wkrótce paść sam George Michael... Na razie jednak jego kariera rozwijała się pod szyldem "dorosłości". Na płycie pod znaczącym tytułem "Older" (1996) objawiła się ona bardziej lirycznym charakterem, organicznym brzmieniem oraz nawiązaniami do starego jazzu i soulu, które pozwalają uznać Michaela za jednego z pionierów vintage'owych trendów we współczesnym popie. Album promowały trzy single: poruszająca ballada "Jesus to a Child" (nieoficjalnie zadedykowana jego zmarłemu w 1993 roku partnerowi życiowemu, Anselmowi Feleppie), rozrywkowe "Fast Love" oraz oniryczne "Spinning The Wheel".
Wizerunek dojrzałego artysty i człowieka zachwiał w kolejnej dekadzie ciąg nagłośnionych medialnie afer seksualnych oraz narkotykowych. Za posiadanie nielegalnych środków Michael był wielokrotnie aresztowany, a nawet skazany. W maju 2007 roku świat obiegła fotografia artysty, który - odurzony do nieprzytomności narkotykami - blokuje samochodem jedną z głównych ulic Londynu. Bulwarówka "The Sun" opublikowała fotografię z aforystycznym komentarzem: "Wake Me Up, Before You Go Go", czyli tytułem plastikowego rock'n'rolla, którym 21-letni artysta zabawiał niegdyś nastolatki.
Najwięcej zamieszania wywołała jednak słynna afera gejowsko-policyjna z 1998 roku, w której główna rola przypadła właśnie symbolowi wąsatego seksapilu, a scenografię dla niej stanowiło przytulne wnętrze jednej z toalet publicznych w Los Angeles. Aresztowany wówczas artysta potwierdził oficjalnie, że jest homoseksualistą, a cały incydent skwitował ironicznie w piosence oraz teledysku "Outside", stanowiącym mieszaninę konwencji bawarskiego filmu pornograficznego oraz amerykańskiego kryminału z lat 70.
Niewiele gwiazd popu mogłoby sobie pozwolić na taką dozę autoironii. Sarkastyczne oblicze czterdziestoletniego George'a umocnił w 2002 roku klip do piosenki "Shoot The Dog" (2002). Animowany teledysk został najpierw ocenzurowany, a wreszcie wycofany z większości stacji telewizyjnych. Powód? Bohaterami wideoklipu są Bush, Blair, jego żona i jej kochanek, czyli George we własnej osobie. Zresztą piosenkarz poużywał sobie na wszystkich, włączając w to Davida Seamana, bramkarza reprezentacji Anglii, winowajcę największej "szmaty" Mistrzostw Świata 2002.
W tych - ostrych i niewybrednych czasem - żartach więcej jest jednak luzu niż złośliwości i frustracji. George Michael jest bowiem przede wszystkim artystą spełnionym, który nikomu niczego nie musi już udowadniać. A pozwolić może sobie choćby na trasę koncertową z orkiestrą symfoniczną - wiedząc nawet, jak pretensjonalny to gest...